W przypadku Anity Włodarczyk zaskakująca rozbieżność jest taka, że od niemal pół roku przygotowuje się do sezonu w Dosze, oczywiście z krótkimi przerwami, ale swój pierwszy start zaliczyła właśnie w Polsce. To nowość, przez ostatnich dziewięć lat zawsze zaczynała w innych krajach, nawet na innych kontynebntach. A wielka mistrzyni, trzykrotna złota medalistka olimpijska, ani myśli kończyć kariery. Mało tego, chce powalczyć o kolejne krążki, tak w Rzymie, jak i w Paryżu. - Bardzo się z tego cieszę, że zaczynam w kraju. Mam nadzieję, że ze startu na start będę się rozkręcać. Tak, jak to było w latach poprzednich. Celem jest, by w Paryżu w czasie igrzysk forma była najwyższa - mówiła kilka tygodni temu red. Tomaszowi Kalembie z Interii. Anita Włodarczyk trzecie w 70. Orlen Memoriale Janusza Kusocińskiego. I najlepsza z Polek Rok temu początek też był mało imponujący, może nawet jeszcze mniej. W maju w Nairobi, a tam można daleko rzucać, Włodarczyk tylko raz przekroczyła 70 metrów, uzyskała 70.27 m. Dwa tygodnie później w Nowym Tajpei było jeszcze gorzej, dopiero w lipcu na Słowacji przyszedł daleki rzut. Teraz w Chorzowie było lepiej, ale nie chodzi już tylko o sam wynik, bo 71.16 m to nie jest odległość, która by mogła przestraszyć znakomite Amerykanki, Chinki czy Kanadyjkę Camryn Rogers. Ważne to, że w podobne miejsce młot spadła w trzech próbach, zawsze to było blisko 71. metra. A najdalej - w trzeciej kolejce. Nie wystarczyło to do zwycięstwa, dobrą formę zaprezentowała pochodząca z Ukrainy, a reprezentująca Azerbejdżan Hanna Skydan. Czwarta zawodniczka ostatnich mistrzostw świata uzyskała najlepszy wynik w sezonie, 73.25 m. A to już może dać medal w mistrzostwach Europy w Rzymie. Lepsza od 38-letniej mistrzyni byłą także brązowa medalistka ostatniego czempionatu kontynentu - Włoszka Sara Fantini (71.97 m). Nie są to jednak rezultaty, które za trzy tygodnie byłyby poza zasięgiem pani Anity. Gorsza była dziś choćby Francuzka Alexandra Tavernier (69.02 m). Brązowa medalistka z igrzysk w Tokio na samym końcu. Malwina Kopron bez mierzonego rzutu Smucić może jedynie to, że żadna inna z Polek nie dorzuciła nawet do 70. metra. Mało tego, nie zbliżyła się do tej linii. Malwina Kopron, tak jak finale w Budapeszcie, miała trzy niemierzone próby, a ponieważ w zawodach było więcej niż osiem zawodniczek, kolejnych szans już nie dostała. Wicemistrzyni Europy Ewa Różańska była dopiero siódma (66.65 m), Aleksandra Śmiech (66.08 m) została sklasyfikowana za nią. Z takimi wynikami w rywalizacji międzynarodowej nie ma co dziś szukać.