Maria Andrejczyk jednym rzutem wygrywała eliminacje w trzech olimpijskich konkursach. W finałach zawsze spisywała się słabiej. W Rio de Janeiro była czwarta, w Tokio druga, a w Paryżu - dopiero ósma. - Nie będę owijać w bawełnę, spieprzyłam tę robotę koncertowo, poziom był żałośnie niski. Strasznie żałuję, że nie udało mi się tej mocy wykorzystać - mówiła z podniesioną głową tuż po występie w tegorocznych igrzyskach. Dała też do zrozumienia, że są rzeczy, o których nie chce mówić przed kamerą. Nie zamierzała się usprawiedliwiać czynnikami od niej niezależnymi. Miała świadomość, że jeśli zredukuje w ten sposób u kibiców poczucie rozczarowania, to w bardzo nikłym stopniu. Wielkie laur dla polskiej lekkoatletyki. Partner Andrejczyk utonął w szampanie Andrejczyk cierpiała w trakcie igrzysk. Trener Cezary Wojna widział wszystko z bliska Bardziej otwarcie wypowiada się na ten temat trener oszczepniczki, Cezary Wojna. W rozmowie z Eurosportem wskazuje na problemy zdrowotne Andrejczyk, które uniemożliwiły pokazanie się na Stade de France z jak najlepszej strony. - Eliminacje były w środę, fajne, bardzo udane - przypomina Wojna. - W czwartek spotkaliśmy się na treningu, takim pobudzeniu siłowym, a Maria mówi, że ma za sobą nieprzespaną noc, stan podgorączkowy i ból brzucha. Wtedy miałem jeszcze nadzieję, że to tylko objaw lekkiego stresu przed finałem. A w piątek Maria znowu mówi, że boli, nic nie przechodzi. Już wiedziałem, że coś jest nie tak. Od czerwcowych mistrzostw Polski 28-latka narzekała na uraz stawu skokowego prawej nogi. Wcześniej borykała się z tym problemem również w mistrzostwach Europy. Z tego powodu w okresie przygotowawczym do igrzysk nie trenowała techniki z pełnego rozbiegu. - Jakieś rzuty z marszu, z trzech kroków, co najwyżej namiastka treningu - mówi Wojna. W stolicy Francji zawodniczka otrzymała zastrzyk w kontuzjowany staw i przyjęła leki przeciwbólowe. Wygrała eliminacje. W finale cisnęła oszczep na 62,44 m - to było zdecydowanie za mało na podium. Skończyła zawody dopiero na ósmej lokacie. - Po igrzyskach Maria miała trochę dość, wiedziała, że ten medal leżał na ziemi, wystarczyło się schylić. Zrobiła badania. Okazało się, że ma zapalenie układu moczowego, do tych wszystkich kłopotów jeszcze to. W Paryżu przechodziła, co by nie mówić, dosyć poważną chorobę. Widziałem, jak w tym finale gasła - opowiada otwarcie szkoleniowiec. Co teraz? Andrejczyk już snuje wizje udanego startu na igrzyskach w Los Angeles. Ale najpierw przyszłoroczne mistrzostwa świata w Tokio. Rzutem z olimpijskich eliminacji zapewniła już sobie udział w tej imprezie. - Jeżeli Bóg nas dobrze poprowadzi, to będziemy walczyć o najwyższe cele. Maria jest zdeterminowana, żeby wrócić na swój poziom - zapewnia Wojna.