Narodziny "Dream Teamu"?
Koszykarski meczu Chiny - USA był jednym z najbardziej wyczekiwanych wydarzeń igrzysk olimpijskich w Pekinie.

- To wielki zaszczyt zagrać w takim spotkaniu - meczu o największej widowni w historii, co więcej na oczach prezydentów naszych krajów. Jestem dumny z postawy moich chłopaków i mam nadzieję, że trener Jonas Kazlauskas jest dumny ze swoich. Dziś Amerykanie zagrali bardzo twardo, ale pokazali, że walczą dla nazwy z przodu koszulki, a nie nazwiska, które znajduje się na jej tyle" - ocenił trener USA Mike Krzyzewski.
Team USA rozpoczął walkę o odzyskanie złotego medalu w podobnym stylu co ich rodak Micheal Phelps starania o osiem złotych medali - pokonał gospodarzy ponad 30 punktami. Skuteczna gra w obronie oraz niesamowita widowiskowość akcji ofensywnych pokazała, że możemy być świadkami narodzin nowego Dream Teamu.
- Nie chcemy być Dream Teamem - zespół z 1992 roku to była drużyna na nieosiągalnym poziomie. My pokażemy naszą najlepszą koszykówkę, ponieważ pewności siebie nam nie brakuje. Przyjechaliśmy do Pekinu po złoty medal, ale czeka nas jeszcze długa i trudna droga - powiedział na konferencji prasowej środkowy Chris Bosh.
Pierwsze punkty zdobył rzutem za trzy punkty Yao Ming. Poderwał tym publiczność do niemal nieustającego dopingu. Okazało się, że widzowie nie są stronniczy. Kiedy trafieniem, wsadem albo pięknym blokiem popisywali się Amerykanie, okrzyki radości były podobne, a pudła obu zespołów przyjmowane były z rozczarowaniem. Tym samym kibice w Chinach potwierdzili, że największą miłością darzą koszykówkę. Doping był momentami tak głośny, że po plecach przechodziły dreszcze.
Już podczas rozgrzewki fani szczególnie entuzjastycznie reagowali na rzuty wykonywane przez dwóch zawodników - środkowego Yao Minga oraz ... Kobe Bryanta, który w Chinach uchodzi za największą gwiazdę sportu.
Pierwsza połowa była niespodziewanie wyrównana, ale po trzech kolejnych, efektownych smeczach (dwóch Bryanta i jednym Chrisa Bosha) Amerykanie objęli prowadzenie 35:29. Od tego momentu sukcesywnie budowali przewagę - do przerwy prowadzili już 49:37. Zawodnicy z USA mogli więc zacząć popisywać się wsadami oraz podaniami typowymi dla Meczów Gwiazd, czym budzili zachwyt widowni.
W drugiej odsłonie Amerykanie sukcesywnie powiększali przewagę. W końcowych minutach trener Krzyzewski dał szansę gry rezerwowym. Najlepsze spotkanie rozegrali LeBron James (18 punktów, 6 zbiórek i 3 bloki) oraz Dwyane Wade (19 punktów i 2 przechwyty). W ekipie Chin tradycyjnie najlepszy był Ming - 13 punktów, 10 zbiórek i 3 bloki.
Komentować lub opisać mecz przyszło ponad tysiąc dziennikarzy. Dla tych, którzy nie przybyli do hali Wukesong na czas, zabrakło miejsc siedzących i musieli zadowolić się oglądaniem starcia na stojąco.
Przed meczem niedzielne spotkanie było tematem numer jeden w mediach. Poświęcano mu niemal tyle czasu, co złotym medalom zdobywanym przez Chiny. W każdej części miasta lider reprezentacji Ming spoglądał z plakatów i zapraszał do hali. Nietrudno było również znaleźć podobizny Bryanta, czy Jamesa.
Maciej Malczyk, Pekin
INTERIA.PL/PAP
Więcej na ten temat
Zobacz także
- Polecane
- Dziś w Interii
- Rekomendacje