O tym, że Rosjanie nie powinni wracać do międzynarodowej rywalizacji, a przede wszystkim - brać udziału w igrzyskach olimpijskich mówił otwarcie między innymi nasz złoty medalista z Sydney (2000), Szymon Ziółkowski. "Rosja to systemowe oszukiwanie całego świata i to od dziesiątków lat, jeszcze od czasów ZSRR" - grzmiał w niedawnej rozmowie z Interią. Równie zdecydowane stanowisko prezentują Norwegowie. Ingrid Tandrevold, trzykrotna mistrzyni świata w biathlonie przyznała, że ona i jej rodacy "byli zdziwieni tym, jak wiele osób chce powrotu Rosjan", a także ruchami MKOl. Tarjei Boe stwierdził z kolei, że ma wrażenie, iż światowe władze "starają się ciągle wszystkich zadowolić", co w niektórych kwestiach pozostaje niemożliwe. Jego brat, Johannes podkreślił, iż w tej chwili na temat powrotu sportowców z Rosji nie powinny się nawet toczyć dyskusje. Na wypowiedzi przedstawicieli świata biathlonu zareagowała była rosyjska zawodniczka, mająca w dorobku między innymi złoty medal igrzysk Anfisa Riezcowa. Mistrzyni z Calgary (1988) w sztafecie biegowej, a także z Albertville (1992) i Lillehammer (1994) w biathlonie nie przebierała przy tym w słowach. - Zawsze byli przeciwko nam. Tak bracia Boe, jak i cała reszta (Norwegów - przyp.red.). To nie jest zaskakujące. Bez nas czują się jak bohaterowie. Jesteśmy ich głównym rywalem i zawsze będziemy silniejsi - uważa, cytowana przez "Sport24". Na tym jednak nie koniec. Jak dodała, nawet, gdyby inne nacje opowiadały się za powrotem rosyjskich sportowców, Norwegowie swoim zachowaniem sprawiają, że ich głosów "nikt nie usłyszy". Porównała ich przy tym do... owadów o niezbyt dobrej sławie. - Wspinają się wszędzie jak paskudne karaluchy - wypaliła. Ripostą na jej słowa był komentarz innego biathlonisty z Norwegii. Sturla Laegreid stwierdził, że... to najwytrwalsze owady, więc koniec końców uznać to można za pochlebstwo. Dodał jednak, iż także jego stanowisko pozostaje jasne i Rosjan w międzynarodowej rywalizacji nie chce oglądać.