10 października 2020 roku - w środku pandemii - przyszła wielka chwila czystej radochy! Oto Polka po raz pierwszy w historii wygrywa turniej wielkoszlemowy! Wszyscy zwariowali - dosłownie i w przenośni. Nagle okazało się, że właściwie cała Polska kocha tenis, połowa uprawia tę dyscyplinę sportu, a co najmniej co trzeci obywatel tego kraju zna i od lat podziwia Igę Świątek. Ile było w tym prawdy? To kompletnie nie ma znaczenia. Przecież skoków narciarskich nie uprawia prawie nikt, a co tydzień emocjonujemy się zawodami Pucharu Świata, ściskając kciuki i z zapartym tchem oglądając popisy Kamila Stocha i spółki. Idąc dalej tym tropem i cytując klasyka - ta radość z sukcesu dziewiętnastoletniej tenisistki - po prostu nam się należała. Po sukcesach Agnieszki Radwańskiej czekaliśmy na "przejęcie pałeczki", "godne następstwo" czy kogoś kto "pójdzie za ciosem" i może wykona krok dalej. Stało się... a teraz chcemy więcej! Za chwilę rusza, o ile nic się nie wydarzy, pierwszy turniej wielkoszlemowy w tym roku. Spokój organizatorów zburzyła informacja o zakażeniu koronawirusem pracownika hotelu w Melbourne. Oznacza to przymusową izolację ponad 500 tenisistów i członków ich sztabów, ponowne testy wszystkich, także sędziów i nerwowe oczekiwanie na wyniki. Ufając jednak, że wszystko odbędzie się zgodnie z planem (tak zapewniają organizatorzy), Australian Open może być dla polskiej tenisistki próbą wyjątkową. Już przegraną w 1/8 finału turnieju Gippsland Trophy odnotowały wszystkie najważniejsze serwisy sportowe świata. To był pierwszy turniej Polki po triumfie w Paryżu. Jej rywalka Jekatierina Aleksandrowa słynie z agresywnej gry, niedawno była bardzo bliska ogrania piątej na świecie Eliny Switoliny z Ukrainy na turnieju w Abu Zabi. Przegrana 4:6, 2:6 nie powinna więc wzbudzać niepotrzebnych emocji. A jednak... już pojawiły się pytania o przygotowanie i formę przed najważniejszą imprezą początku roku. Niepotrzebnie. We wrześniu, tuż przed Roland Garros, Świątek przegrała w pierwszej rundzie w Rzymie z Holenderką Arantxą Rus 6:7, 3:6. Co stało się potem? Przypominać nie muszę. Zobacz Interia Sport w nowej odsłonie Sprawdź! O tym, że pojawiająca się krytyka dotyka dziewiętnastolatkę z Raszyna świadczy jej wpis w mediach społecznościowych: "Kilka zdań o wczorajszym meczu... Nie zawsze jest kolorowo, a ten mecz na pewno zostanie ze mną jako ważna lekcja. Czasami doskonale wiesz, co i jak zrobić, ale gdy wchodzisz na kort pojawia się stres i napięcie. Krok za krokiem, będę pracować" - napisała. Brzmi jak tłumaczenie? Chyba tak. Czy musiała się z tego tłumaczyć? Chyba nie. Nikt z nas nie lubi pracować pod presją, w napięciu, w poczuciu odpowiedzialności większej niż to konieczne. Dotyczy to zwłaszcza momentów, w których główny cel jest jasno wyznaczony, a droga do niego stosunkowo długa. Chcemy spokoju, zaufania i wsparcia, które może okazać się nieocenionym dozwolonym dopingiem. Może więc zamiast oceniać, powątpiewać, zastanawiać się... zaufajmy. Cieszmy się Polką rozstawioną w turnieju Wielkiego Szlema i kibicujmy ile sił w gardłach czy zaciśniętych kciukach. P.S. Piątkowy poranek przyniósł odpowiedź na pytanie z kim Idze, Hubertowi, Kamilowi i Łukaszowi przyjdzie się zmierzyć w pierwszych meczach Australian Open. Spójrzmy, oceńmy realne szanse i... poczekajmy. Bo - jak śpiewała Anita Lipnicka: "Wszystko się może zdarzyć, gdy głowa pełna marzeń, gdy tylko czegoś pragniesz, gdy bardzo chcesz, wszystko może... zdarzyć się".