Podczas tegorocznego turnieju Rolanda Garossa po raz pierwszy organizowane są tzw. sesje nocne. To mecze dnia, rozgrywane na piętnastotysięcznym Court Philippe-Chatrier, na które konieczne jest zakupienie oddzielnego biletu. Na dziesięć takich sesji tylko raz(!) grały panie. Był to mecz drugiej rundy: Alize Cornet (Francuzka - przypadek?) kontra Jelena Ostapenko. Nawet liderka światowego rankingu Iga Świątek - zdaniem organizatorów - nie zasługuje, by o tak prestiżowej porze grać. Mats Wilander - legenda szwedzkiego tenisa - ma ten temat swoją (dość dziwaczną trzeba przyznać) teorię. Twierdzi bowiem, że Polka sama jest sobie winna, bo... "przede wszystkim musi trochę... zwolnić. Ona gra nieprawdopodobnie, a Amelie Mauresmo nie może sobie pozwolić na 45-minutowe spotkanie w sesji wieczornej". Czyli gdyby była słabsza i każdy mecz kończyła w mękach po trzysetowym, trzygodzinnym, meczu byłoby super? Aż trudno to komentować. Eksperci są zgodni - Iga jest aktualnie najlepiej, najrówniej i najbardziej dynamicznie grającą tenisistą świata. I to okazuje się być problematyczne... Okazuje się jednak - nie po raz pierwszy zresztą - że to, co dobre dla organizatorów (czytaj - sponsorów, darczyńców, telewizji, które płacą kroicie za prawa do pokazywania turniejów) niekoniecznie jest tak samo dobre dla zawodników. Niezadowolenie z harmonogramu zarówno wśród graczy, jak i fanów (z kortów do hotelu czy domu jakoś wrócić trzeba, a paryski transport publiczny bynajmniej nie dostosowuje swojego rozkładu do planu gier) było widoczne w pierwszym tygodniu turnieju. Punktem kulminacyjnym okazał się ćwierćfinał pomiędzy Rafaelem Nadalem i Novakiem Djokoviciem, który rozpoczął się dopiero o 21:00, a zakończył o 1:15. Spotkanie znakomite - fakt, ale sami zainteresowani nie byli - delikatnie mówiąc - zachwyceni porą jego rozgrywania. Zwłaszcza przy pięciosetowym rozstrzygnięciu. Najlepsze momenty, bramki i interwencje Ligi Mistrzów - zobacz już teraz! "Dlaczego Francuzka obraża kobiecy tenis?" Sama Iga zapytania o słowa Mauresmo dyplomatycznie odpowiedziała: "To rozczarowujące". Delikatnie powiedziane, choć w samo sedno. Można by spokojnie zapytać: Dlaczego Francuzka obraża kobiecy tenis? Dlaczego swoją decyzję tłumaczy obiektywizmem XXI wieku, a nie równouprawnieniem i walką o prawa kobiet? Nie prawa wyjątkowe, ale dokładnie takie same jak mężczyzn. Stosując retorykę Mauresmo można stwierdzić, że mecze wieczorne pół na pół byłyby właśnie pełnym odzwierciedleniem idei promowanych na całym świecie w XXI wieku. Pam Shriver, 22-krotna mistrzyni Wielkiego Szlema w deblu, poszła o krok dalej, uznając, że dwukrotna zwyciężczyni turniejów wielkoszlemowych, przekroczyła granicę, a jej słowa są wręcz niewybaczalne. Taka postawa dziwi tym bardziej, że Mauresmo sama pokazywała światu, że kobieta w tenisie może więcej. Po przejściu na emeryturę była trenerką Andy Murraya, a w grudniu ubiegłego roku została mianowana dyrektorem French Open przez Francuską Federację Tenisową. Jest dopiero drugą kobietą, która przejęła stery jednego z Wielkich Szlemów. Pierwszą była Stacey Allaster, która w 2020 roku została szefową US Open. Oburzenie, rozczarowanie, niesprawiedliwość. To tylko niektóre odczucia, które towarzyszyły zawodniczkom po słowach byłej liderki światowego rankingu. Refleksja przyszła więc dość szybo, bo zaledwie kilka godzin po konferencji, na której Mauresmo udowadniała wyższość męskiego tenisa nad kobiecym, udzieliła wywiadu telewizji Tennis Channel, w którym zapewniała: "Przede wszystkim moje słowa zostały wyjęte z szerszego kontekstu. Chciałabym przeprosić zawodniczki, które poczuły się źle z powodu tego, co powiedziałam". Niestety ani te wyjaśnienia, ani dalsza część wypowiedzi o tym jaką jest "wielką bojowniczką o równe prawa i kobiecy tenis, o kobiety w ogóle" na niewiele się zdały. Niesmak pozostał. Idze natomiast nie pozostaje nic innego jak w finale pokazać raz jeszcze na czym polega piękno kobiecego tenisa, ucierając nieco nosa Pani Dyrektor.