#OrzechowaOsada PSŻ Poznań miał spaść z pierwszej ligi, a tymczasem wciąż jest w grze o awans do PGE Ekstraligi. W ćwierćfinale sensacyjnie pokonał Abramczyk Polonię Bydgoszcz, a w sobotę będzie chciał odrobić 4 punkty straty z pierwszego półfinałowego meczu z INNPRO ROW-em Rybnik. Kibice wydali wyrok na polską gwiazdę. Podchodzą i proszą go o jedno Toromistrz odszedł po jednej z awantur Splendor związany z sukcesami spada na głowę trenera Adama Skórnickiego. Wszyscy z zewnątrz podkreślają, że ma świetny kontakt z zawodnikami, że ich buduje, wreszcie, że potrafi zadbać o atmosferę. Okazuje się jednak, że szkoleniowiec jest na wylocie, że po wygaśnięciu umowy raczej opuści Poznań. Gdy pytamy ludzi pracujących w PSŻ, to słyszymy, że prezes ma anielską cierpliwość do trenera, który jednego dnia jest do rany przyłóż, a drugiego zmienia się nie do poznania. Kłóci się z wszystkimi, nie przebiera w słowach. Po jednej z awantur odszedł toromistrz. - Nie musimy się wszyscy kochać, ważne żeby był wynik. Jak mi się coś nie podoba, to muszę zwrócić uwagę. Nie może być tak, że jednemu pot leci z pleców, a inni stoją i się temu przyglądają z założonymi rękami - ripostuje Skórnicki. Narzekają, że z trenerem nie ma kontaktu W klubie mówią, że "trener się odkleił". Na mecz potrafi przyjechać półtorej godziny przed, a na treningu czasem nie ma go wcale. Raz nawet prezes prosił innego szkoleniowca o pomoc w przeprowadzeniu zajęć. Teamy zawodników skarżą się, że ze Skórnickim nie ma kontaktu, że wszystko muszą załatwiać z kierownikiem drużyny Jackiem Kannenbergiem. W środę Aleksander Łoktajew i Szymon Szlauderbach potrzebowali dodatkowych zajęć na Unii Leszno, żeby przygotować się na rewanż z ROW-em. Pomógł im właśnie Kannenberg. - Naprawdę nie wiem, o co chodzi i skąd te narzekania. Wywiązuje się ze swoich obowiązków. Robię to, na co się umówiliśmy. Zrobiliśmy nabór do szkółki, tworzymy podwaliny, bo bez wychowanków nie będzie większego zainteresowania klubem w mieście - komentuje Skórnicki. Sprawą trenera zajmą się po sezonie Można by się zastanawiać, dlaczego, skoro jest tak źle, trener Skórnicki nadal pracuje. Wytłumaczenie jest proste. Zespół ma sukcesy, więc w klubie nie chcą robić zamieszania. Ciężko byłoby opinii publicznej wytłumaczyć, że dobre wyniki to przede wszystkim zasługa ambitnej drużyny, a nad całością czuwa prezes Jakub Kozaczyk i kierownik Kannenberg. Z naszych informacji wynika, że po sezonie, wtedy wygasa kontrakt Skórnickiego, prezes będzie chciał zapytać pracowników, czy wyobrażają sobie dalszą współpracę z trenerem. Jeśli okaże się, że tylko on jest skłonny tolerować szkoleniowca, to umowa raczej nie zostanie przedłużona. - Ja mam dużo pracy, więc płakać nie będę - ucina Skórnicki. Prezes woli schodzić trenerowi z drogi Zasadniczo prezes Kozaczyk ma sposób na dobrą współpracę z trenerem, bo on jeden się z nim nie kłóci. Dlaczego? Kiedy go widzi, to przechodzi na drugą stronę. Prezes najpewniej zdaje sonie sprawę, że żużlowy rynek szkoleniowy jest ubogi, więc przymyka palce na wybryki trenera. W zamian chce jedynie solidnego podejścia do pracy ze szkółką i juniorami. W trakcie ligowych spotkań i tak wszystko spada na barki Kannenberga. Trudno powiedzieć, co stało się ze Skórnickim. Być może stracił serce do pracy w klubie. W tym sezonie współpracuje też indywidualnie z Oskarem Huryszem i czasem można odnieść wrażenie, że ta robota sprawia mu więcej przyjemności. - Ja od zawsze mówię, że do pracy w klubie się nie nadaję, bo w klubie musi być po mojemu. A jak mi się coś nie podoba, to o tym mówię. Żużel jest fajny, ale sielanka może być dopiero wtedy, jak wszystko zrobimy, jak należy - kwituje Skórnicki.