Mateusz Wróblewski, INTERIA: - Nie chciałbym nawet pytać, jak czuje się pan po takim spotkaniu... Mikkel Michelsen, Krono-Plast Włókniarz Częstochowa: - Spokojnie, nie mam z tym problemu. Zatem, jak się pan czuje po meczu z GKM-em? To była katastrofa. - To prawda. Katastrofa nie tylko dla drużyny, ale także i dla mnie. Wstydzę się swojej postawy. Będąc szczerym zmagam się z takim czymś od początku sezonu. Dotychczas miałem problemy na naszym domowym torze, a teraz także na wyjeździe. Grudziądz to tor, na którym przeważnie radziłem sobie dobrze, ale muszę powiedzieć, że nigdy w życiu nie ścigałem się na tak twardej nawierzchni, jak w niedzielę. Gospodarze mieli dużą przewagę dzięki temu, a to, co zrobili było imponujące. Jestem zażenowany tym wynikiem. Nie da się wygrać, gdy tylko niektórzy zdobywają punkty, a reszta drużyny nic nie dokłada. Nawierzchnia była tak twarda przez pogodę? - Ma to znaczenia, bo jazda w środku dnia zawsze powoduje, że jest cieplej. Nie ma co się tłumaczyć, bo tor jest taki sam dla wszystkich. Skała w Grudziądzu zawsze stanowiła przewagę miejscowych. Wszyscy zawodnicy gospodarzy zdobywali punkty. Wiedzieliśmy, że ten mecz będzie trudnym zadaniem, ale nie spodziewaliśmy się takiej porażki. Powinniśmy pojechać lepiej, choćby ze względu na naszych kibiców, którzy przyjechali do Grudziądza. To dziwne uczucie. Jestem sfrustrowany i rozczarowany. Żużel. Mikkel Michelsen zaliczył fatalny sezon w barwach Włókniarza To był ostatni mecz Włókniarza w tym roku. Jak podsumuje pan sezon? - Dla mnie to był gó*niany rok. W zeszłym sezonie zmagałem się z problemami, ale nie aż takimi, jak w tym roku. To naprawdę beznadziejny rok. To nie mój rok w Ekstralidze. To irytujące, bo przez ostatnie lata złapałem powtarzalność. Sezon, jak ten jest fatalny. Straciłem wiele punktów, na domowym torze mam problemy. Próbowałem wielu rzeczy, wydałem bardzo dużo pieniędzy na motocykle i ekwipunek, by spasować się z domową nawierzchnią, bo na wyjazdach przeważnie wszystko było okej. To dziwne, bo w turniejach indywidualnych radzi sobie pan dobrze. - Używam tam tego samego sprzętu i pracuje bardzo dobrze. To tym bardziej przygnębiające, a brak awansu do play-off to katastrofa. W cyklu Grand Prix zajmuje pan trzecią lokatę. Skąd tyle niepowodzeń w PGE Ekstralidze? - Nie wiem. Tak, jak powiedziałem, używam tego samego sprzętu. Gdybym wiedział, co nie gra, już bym to naprawił. W niedzielę prawdopodobnie zaliczyłem jeden z najgorszych meczów w życiu i jest mi po prostu wstyd. Nigdy w życiu nie jeździłem jednak w takich warunkach. Nawet przynieśliśmy trzeci motocykl na ostatni wyścig, ale zostałem zmieniony. Próbowałem wszystkiego. Chcieliśmy wygrać, a wyszło jak wyszło. Żużel. Mikkel Michelsen odejdzie z Włókniarza Częstochowa Jaka czeka pana przyszłość klubowa? W przestrzeni medialnej pojawiają się wiadomości łączące pana z Apatorem Toruń. - Plotki są zawsze. Słyszałem, że będę we Wrocławiu, Toruniu i nawet Grudziądzu czy Lesznie. Musimy poczekać na oficjalne komunikaty. Wszystko, o czym myślę, to frustracja po meczu w Grudziądzu. Przepraszam za to klub i kolegów. Zostawmy to spotkanie, przejdźmy do przyszłości - przed nami Grand Prix w Cardiff. Lubi tam pan startować? - Grand Prix to Grand Prix. Nigdy nie byłem tam wybitny, ale moje występy w Walii były poprawne. Czuję się pewnie startując tam. Mam nadzieję na co najmniej półfinał. W GP najważniejsza jest powtarzalność. Niekoniecznie zawsze trzeba być w finale. Oczywiście chciałbym, aby tak było, ale można obyć się bez tego. Cardiff to zawsze specjalny event na wielkim stadionie.