Katastrofa, żenada, wstyd - takie epitety padają z ust nie tylko częstochowskich kibiców, ale także zawodników po meczu w Grudziądzu, który zakończył się wynikiem 60:30 dla miejscowych. Zawiedli przede wszystkim liderzy, Mikkel Michelsen oraz Maksym Drabik. - To była katastrofa. Zawodnicy nie mogą tłumaczyć się, że tor był albo za twardy albo zbyt przyczepny. Powinni jechać na każdej nawierzchni, bo przecież do Grudziądza nie przyjechali po raz pierwszy. Nawierzchnia była twarda, ale do takiego toru trzeba było się przygotować. Jeżeli liderzy nie punktują, to trudno jest osiągnąć dobry wynik - mówi w rozmowie z Interią Janusz Ślączka, menedżer Włókniarza Częstochowa. Żużel. Zawodnicy się ewakuują. Janusz Ślączka może zostać Najprawdopodobniej z klubu odejdą Mikkel Michelsen oraz Kacper Woryna. Włodarze Włókniarza złożyli obecnemu trenerowi, Januszowi Ślączce propozycję pozostania w klubie. To szokująca informacja, bo po słabym sezonie z reguły prezesi klubów winnego upatrywali w osobie trenera. W Częstochowie Ślączka cieszy się dużym zaufaniem. - Nie mam jeszcze planów, żadnej decyzji nie podjąłem. Dostałem propozycję w częstochowskim klubie, ale żadnej decyzji jeszcze nie podjąłem - przekazał Ślączka. Żużel. W Częstochowie spadł kamień z serca Częstochowianom spadł kamień z serca po meczu domowym z Zieloną Górą. Gdyby nie ten punkt meczowy, Włókniarz drżałby do samego końca sezonu o ligowy byt. - Nie wiem, czy utrzymaliśmy się fuksem, bo mecze wygrywaliśmy. Nikt nam chyba punktów za darmo nie dał. Były lepsze mecze, gorsze, ale nikt nam utrzymania za darmo nie dał - zakończył Janusz Ślączka.