Kraksa Taia Woffindena wstrząsnęła nie tylko żużlowym środowiskiem. Zawodnik, który z licznymi obrażeniami został przetransportowany helikopterem do szpitala, przez kilka dni był w śpiączce farmakologicznej, przeszedł dwie operacje, a ten sezon już ma z głowy. Nie klękną nawet przed Zmarzlikiem. "Chcą narozrabiać", mówią to wprost Znaleźli winnego. Słowa Marka Cieślaka przeszły bez większego echa Dyskusja o bezpieczeństwie rozpoczęła się, zanim Woffinden trafił na operacyjny stół. Niemal wszyscy rzucili się na dmuchane bandy, dowodząc, że nie są skuteczne. W przypadku Woffindena było tak, że wleciał pod bandę, bo ta wcześniej się uniosła po tym, jak uderzył w nią jeden z biorących udział w kraksie motocykli. Bandy nie schodzą z celownika, a takie głosy, jak ten Marka Cieślaka, byłego trenera kadry, przechodzą niemal niezauważone. Nikt nie ma odwagi powiedzieć, że banda najpewniej nie jest niczemu winna. Woffinden, zanim pod nią wpadł, przejechał kilkanaście metrów zakleszczony między motocyklami. Nieoficjalnie wiemy, że kiedy był wyciągany spod bandy, to wciąż siedział na motocyklu. Projekt polskiego inżyniera przeleżał 10 lat w szufladzie Wszyscy wolą jednak rozmawiać o dmuchanych bandach. Niemal każdy nagle jest ekspertem od bezpieczeństwa. Wiele osób zaciera ręce, słysząc, że polski inżynier, który wymyślił bandę zakotwiczoną w torze, został zaproszony przez PZM i Ekstraligę na rozmowy. To rozwiązanie ma sprawić, że dmuchana banda nie będzie się podnosić. Oczywiście, jak to w tego typu sytuacjach bywa, podnoszą się głosy, jak to możliwe, że ten pomysł przeleżał 10 lat w szufladzie. Bo skoro pan Tomasz Muszalski miał receptę za 50 tysięcy, która mogła uratować życie i zdrowie wielu zawodników, to trzeba było z niej skorzystać. A przynajmniej ją sprawdzić. - To by trzeba jeszcze jakąś siatkę zawiesić, która będzie łapała motocykle - zauważa selekcjoner Rafał Dobrucki. Trener kadry Rafał Dobrucki podaje prosty sposób na bezpieczne bandy - Jak szukamy prostego rozwiązania na już, to wystarczy do każdego takiego dmuchanego elementu wlać około 50 litrów wody. Jeśli banda będzie zagłębiona zgodnie z instrukcją na 10 centymetrów, to ta woda powinna być wystarczającym obciążeniem - mówi obecny szkoleniowiec reprezentacji Polski. Dobrucki przyznaje, że rozwiązanie wymagałoby doprecyzowania. Być może nie trzeba będzie wlewać aż tyle wody, by banda się nie podnosiła. Natomiast sama recepta jest prosta, bo nie wymaga wielkiej ingerencji w produkt. Oczywiście pozostaje jeszcze problem taki, że obecnie homologację FIM posiada jedynie banda A Plus + od Tony’ego Briggsa. Nowozelandczyk musiałby się zgodzić na ingerencję w bandę, a potem dodatkowo zdobyć homologację na taką bandę wypełnioną wodą. Mając na uwadze to, że FIM działa raczej powoli, to należałoby się spodziewać długiego procesu. I tak jednak ten pomysł można by zrealizować szybciej niż rozwiązanie polskiego inżyniera. Ten pomysł w ogóle nie ma homologacji, nie przeszedł też fazy testów. A latających motocykli na trybunach na pewno nikt nie chciałby widzieć.