Gdy w czerwcu ubiegłego roku Pedersen kolejny raz poważnie upadł, wydawało się że jego nie tylko kariera, ale dalsze pełnosprawne życie jest zagrożone. Duński mistrz jednak nawet nie podejmował tematu ewentualnego zakończenia kariery. Od razu mówił, że wróci. Wielu mu nie wierzyło. Tłumaczyli to wiekiem, apelowali by przemyślał to czy chce wciąż ryzykować, bo przecież szczęście któregoś razu może już go opuścić. Pedersen nic sobie jednak z tego nie robił i w czwartek wrócił na tor! Nicki trenował w węgierskim Debreczynie i prezentował się świetnie na motocyklu. Do tego stopnia świetnie, że zdecydował się na wyjazd spod taśmy z rywalami. I co? I wygrał! Pod ogromnym wrażeniem tego był chociażby nowy szef żużla w Canal Plus, Maciej Glazik. Komplementował Duńczyka, nie mógł się nachwalić jego nieustępliwości i waleczności. Zresztą nie tylko on. Wszyscy w środowisku żużlowym są pod ogromnym wrażeniem tego, co zrobił Nicki Pedersen. Miał tylko patrzeć. Zmienił zdanie Duński mistrz świata miał do Debreczyna jechać tylko jako trener kadry narodowej Danii, bo od tego sezonu właśnie tę rolę Pedersen będzie pełnił. Gdy jednak zobaczył jeżdżących kolegów, zmienił zdanie i sam przebrał się w kevlar. To zresztą było do przewidzenia. Tak długo nie jeździł, że zapewne odliczał dni do powrotu. Nie można było zmarnować takiej okazji. Początkowo jeździł solo, ale zdecydował się wziąć udział w pierwszym wyjeździe spod taśmy. Wygrał go. Tym samym działacze i kibice GKM-u Grudziądz mogą odetchnąć z ulgą. Pedersen zapewne na początku kwietnia będzie w pełni gotowy do rywalizacji. A to właśnie od niego bardzo dużo zależy w kwestii awansu drużyny do fazy play-off, o której w Grudziądzu marzą od wielu lat. Rok temu też były takie plany, tym bardziej że tę fazę poszerzono do sześciu ekip. Kontuzja Pedersena w dużym stopniu jednak te plany pokrzyżowała. Ostatecznie GKM pokonał tylko słabiutką Arged Malesę Ostrów. Zobacz również: Witali go jak króla. Dostał telefon od mistrza świata Rzucił się na niego z pięściami. Inni bili mu brawo