Sprawa na linii Leon Madsen, Mikkel Michelsen, Maksym Drabik - Włókniarz Częstochowa powoli dobiega końca. Po mediacjach, w które zaangażowały się władze Ekstraligi Żużlowej oraz Krzysztof Cegielski udało się wypracować kompromis, który zamknie temat. Drabik odda 50 tysięcy złotych w pięciu ratach (zachowa za to silnik przekazany od klubu), Madsen odpuścił zaś jedną umowę sponsorską i odsetki za poślizgi w wypłatach, dzięki czemu klub zaoszczędzi 200 tysięcy złotych. Z odsetek miał też zrezygnować trzeci z tria, czyli Michelsen. Brawurowa akcja Włókniarza odbije im się czkawką Trzeba przyznać, że takiej akcji w środowisku żużlowym już dawno nie było. - Nie przypominam sobie aż tak skrajnej sytuacji. Nie wykluczam jednak, że coś takiego mogło mieć miejsce, ale jeśli tak, to kluby załatwiały to w zaciszach gabinetów. Tak to się właśnie powinno robić - mówi nam Leszek Tillinger, którego zapytaliśmy o opinię. - Zwróćmy jednak uwagę, że to nie była już pierwsza taka historia w wykonaniu Włókniarza. Wcześniej, ale to dobrych kilka lat temu mieliśmy dość podobną sytuację związaną z Emilem Sajfutdinowem, co może nie wszyscy pamiętają. To, co wydarzyło się zaś w ostatnich tygodniach temu klubowi nie pomoże. Znam zawodników, wiem, jak reagują na takie sytuacje i z pewnością, jeśli tylko będą mogli, to będą omijać szerokim łukiem Częstochowę. Pewnie działacze mieli jakieś swoje plany względem całej tej akcji, ale ona przyniesie im tylko złą opinię wśród żużlowców - zaznacza były prezes Polonii Bydgoszcz. Tak naprawdę sprawdzianem na reakcję żużlowców będzie transferowa giełda w 2025 roku. To wtedy okaże się, czy Włókniarz swoim postępowaniem zraził do siebie część zawodników. Oczywiście nie będzie tak, że nikt nie będzie chciał jeździć dla tego klubu, ale Częstochowa może nie być priorytetem na listach największych gwiazd. Czas na zmianę w regulaminie Niewykluczone, że precedens wywołany przez Włókniarz sprawi, że już wkrótce zmieni się regulamin. Mówi się o różnych pomysłach w tym m.in. ograniczeniu kwoty za podpis i podniesienie stawki za punkt. Nasz rozmówca mówi z kolei, jak rozliczanie z zawodnikami wyglądało za jego czasów, czyli jakieś 20 lat temu. - Kiedyś to było tak, że kasa na przygotowanie do sezonu to była fikcja. Tak to się nazywało, ale to były po prostu środki za podpis pod kontraktem. Wszyscy doskonale to wiedzieli i nikt nie robił problemu. Nigdy nie miałem takiego przypadku, żeby mój zawodnik kupował sobie samochód czy inne tego typu kontrowersyjne rzeczy z tych środków. Poza tym mówimy o zupełnie innych kwotach niż te, które obowiązują teraz - zakończył.