Mistrzostwa świata, organizowane przez Danię, Norwegię i Chorwację, okazały się dla Polaków dużym niewypałem, zespół prowadzony przez Marcina Lijewskiego zajął dopiero 25. miejsce. Owszem, gdyby w spotkaniu z Czechami dopisało trochę szczęścia, trochę lepiej swoją pracę wykonali sędziowie, to i zapewne lokata byłaby dużo lepsza. Do tego doszły jeszcze nieporozumienia selekcjonera z Kamilem Syprzakiem czy Michałem Olejniczakiem. Pod koniec lutego Lijewski stracił pracę, na razie zastępuje go Michał Skórski. Podobna sytuacja była dwa lata temu, gdy zwolnionego Patryka Rombla na dwumecz z Francją w eliminacjach mistrzostw Europy zastąpił Bartosz Jurecki. A chwilę później zespół przejął Lijewski. Nowe spojrzenie naszej drużynie bardzo się przydało. I nie umniejsza tego fakt, że Portugalczycy przylecieli do Polski mocno osłabieni. Eliminacje mistrzostw Europy. Polska - Portugalia w Gdańsku. Mecz o pozycję lidera w grupie ósmej Drużyna Paulo Pereiry to objawienie ostatnich lat, można się spodziewać, że Portugalczycy będą w czołówce jeszcze przez wiele, wiele lat. To za sprawą sukcesów drużyn młodzieżowych, ale i też postępów drużyn klubowych, dobrze radzących sobie w Lidze Mistrzów i Lidze Europy. Portugalczycy imponowali na mundiali, dotarli do półfinału, później przegrali swoje spotkania z Danią i Francją. Przy czym do Gdańska przylecieli poważnie osłabieni, już sami bracia Costa, Francisco i Martim, mogą niemal w pojedynkę rozstrzygać spotkania. A tu jeszcze brakowało znakomitego obrotowego Victora Iturrizy oraz wszechstronnego Salvadora Savadora. A stawką była pozycja lidera grupy ósmej, bo nasi rywale mieli po dwóch kolejkach cztery punkty, a Polacy - trzy. I ewentualna wygrana w Gdańsku praktycznie przesądziłaby już o awansie naszej drużyny na finałowy turniej, skoro mają go uzyskać po dwie najlepsze drużyny z każdej grupy oraz cztery kolejne z trzecich pozycji. Polacy zaś od początku grali ze znakomitym rywalem jak równy z równym, przez ponad 20 minut żaden z zespołów nie potrafił odskoczyć choćby na dwie bramki. Podopieczni Skórskiego grali z dużym polotem, świetnie na rozegraniu między potężnymi rywalami radził sobie Piotr Jędraszczyk, karne wykorzystywał Mikołaj Czapliński. W 11. minucie Czapliński mógł z gry trafić na 7:5, miał świetną okazję, ale rzucił w słupek. A za moment Portugalia już prowadziła. Polacy odskoczyli w ostatnim fragmencie pierwszej połowy, Czapliński trafił z karnego, Damian Przytuła huknął w okienko z dystansu, a Marek Marciniak podwyższył na 12:9. Dobrze to wyglądało, Marcel Jastrzębski też bronił lepiej niż specjaliści od tego po drugiej stronie boiska, choć bez wielkiego "wow". Efektem było jednak prowadzenie Polaków po 30 minutach 16:14. Wielkie emocje po przerwie. Portugalia wyrównała, a za chwilę +4 dla Polski. Zaczęło się patrzenie na zegar Po przerwie Portugalia szybko jednak wyrównała, poprawiła defensywę. Właściwie tylko Michał Olejniczak starał się mocniej szarpać w ofensywie, brakowało mu jednak wsparcia. A gdy to wsparcie nadeszło, wszystko zaczęło układać się po myśli naszej drużyny. Mimo że w bramce Mateusz Zembrzycki nie dał dobrej zmiany za Jastrzębskiego, więc młody golkiper Orlenu Wisły Płock musiał wkrótce wrócić na boisko. Niemniej gra Polaków znów zaczęła wyglądać świetnie. A co leciało w kierunku bramki Portugalii, to wpadało. Liderem polskiej drużyny stał się Jędraszczyk, ale swoje dokładali też inni, choćby Maciej Gębala czy Marek Marciniak. W 38. minucie podopieczni Skórskiego znów mieli trzy bramki przewagi, a niedługo później - aż cztery. A do tego Jastrzębski nie dał się pokonać z karnego weteranowi Antonio Arei. Gdy do końca spotkania zostało 10 minut, obie drużyny dzieliły już tylko dwie bramki. To niewiele w piłce ręcznej. Portugalczycy zaczęli grać w siódemkę w polu, na dwóch obrotowych, to dawało im efekty. Tak zresztą czynili podczas mistrzostw świata. Polacy jednak wytrzymali ciśnienie, trafił z dystansu Przytuła, później po wejściu Olejniczak. I ta seria trafionych rzutów skończyła się na 5,5 minuty przed końcem, gdy ze skrzydła nie trafił Marcel Sroczyk. A później Jędraszczyk. I na cztery minuty przed końcem Polska prowadziła już tylko 34:33. Chwilową niemoc przełamał Olejniczak, ale co z tego, skoro za moment Sroczyk znów trafił w Gustavo Capdeville'a. I na 80 sekund przed końcem już był remis - 35:35. Dramatyczny koniec mistrza Polski, taniec radości rywali. Zwrot na finiszu Portugalczycy kończyli jednak w osłabieniu, a Jędraszczyk wywalczył karnego. Trafił z siedmiu metrów Czapliński, rywalom zostało 40 sekund. Antonio Ariea wykorzystał szansę ze skrzydła, trafił na 36:36. Skórski wziął przerwę, zostały trzy sekundy. - Idziesz na dzika z rzutem - mówił podczas time-outu szkoleniowiec do jednego ze swoich podopiecznych. Piłka trafiła do Olejniczaka, rywale wyszli niemal do linii środkowej. A "Olej" rzucił z 12 metrów w poprzeczkę. Rewanż w niedzielę o godz. 18.30 w Odivelas. W maju Polay zmierzą się jeszcze z Izraelem (na neutralnym terenie) i z Rumunią (w Gorzowie). Polska - Portugalia 36:36 (16:14) Polska: Jastrzębski, Zembrzycki - Pietrasik 4, Widomski, Bis, Przytuła 3, Będzikowski, Czapliński 6 (4/4 z karnych), Gębala 3, Marciniak 2, Olejniczak 9, Sroczyk, Wojdan, Jędraszczyk 7, Paterek 2, Jankowski. Kary: 6 minut. Rzuty karne 4/4. Portugalia: Capdeville, Diogo Valerio - Areia 3 (1/2 z karnych), Sousa, Branquinho, Salina 4, Silva 7, Cavalcanti 5, Duarte 4, Gomes, Nazare 1, Fernandes, Frade 2, Portela 5 (3/3), Brandao 1, Rui Silva 4. Kary: 4 minuty. Rzuty karne 4/5.