Kilka dni temu Bartosz Zmarzlik poinformował o narodzinach swojego drugiego dziecka. Żużlowa społeczność rzecz jasna pośpieszyła z gratulacjami. Mistrz świata to człowiek niezwykle rodzinny, religijny i realizujący się zarówno jako żużlowiec, ale też ojciec i mąż. Zapewne decyzja o drugim dziecku była w pełni przemyślana, a Zmarzlik ma świadomość dodatkowych obowiązków, jakie się u niego pojawią. Ma jednak na tyle zorganizowane życie, że nie powinno to zakłócić jego kariery. Są jednak tacy, którzy mają pewne obawy o najlepszego żużlowca w Polsce i na świecie. Zauważają, że drugie dziecko znacząco ogranicza czas przeznaczany na własny rozwój. Cytują słowa Tony'ego Rickardssona, szwedzkiej gwiazdy żużla sprzed lat. - Gdy rodzi ci się dziecko, twój poziom sportowy spada o połowę. Gdy rodzi się drugie, przestajesz się liczyć - mawiał. Już jednak pierwsza część tego powiedzenia w przypadku Zmarzlika nie działa. Dziecko w żaden sposób nie wpłynęło na jego wyniki. Rickardsson uważał, że dziecko zmienia wszystko. Teraz zazdrości Zmarzlikowi Każdy żużlowiec ma indywidualne podejście do swojej kariery i o ile Rickardsson był wierny swojemu nastawieniu do narodzin dziecka, o tyle nie wszyscy przecież muszą się z nim zgadzać. Jest sporo przypadków potwierdzających teorię Tony'ego i drugie tyle obalających to założenie. Wątpliwe, by ktoś tak mocny i ułożony jak Zmarzlik w jakikolwiek sposób popadł w sportowe problemy po narodzinach drugiego dziecka. To nie ten typ. A Rickardsson już nerwowo przebiera nogami, bo zapewne wkrótce Zmarzlik odbierze mu status najbardziej utytułowanego zawodnika w historii tej dyscypliny. Szwed oficjalnie mówi, że ceni osiągnięcia Polaka i trzyma za niego kciuki, ale jego działania temu zaprzeczają. Gdy Zmarzlika zdyskwalifikowano w Vojens za nieprawidłowy kombinezon, Rickardsson był jednym z największych zwolenników tej decyzji. I trudno wiązać to tylko z tym, że o złoto walczył Fredrik Lindgren, jego rodak.