Dariusz Ostafiński, Interia: Zawodnicy FOGO Unii Leszno odmówili jazdy w sparingu w Rybniku, bo ich zdaniem dmuchana banda nie była wkopana w tor zgodnie z regulaminem. Teraz mówi się, że mogli zareagować inaczej, że mogli zgłosić to szybko gospodarzom i dać im szansę usunięcia usterki. Tym bardziej że ten tor był odebrany, a na stadion przyszło dwa tysiące ludzi, którzy wyszli wściekli na żużlowców. Krzysztof Cegielski, szef stowarzyszenia żużlowców: Dzień przed meczem trener Unii dzwonił do trenera ROW-u i pytał, czy wszystko jest ok. Dostał zapewnienie, że tak i dodał, "ale, jak przyjedziemy i nie będzie ok, to w sparingu nie pojedziemy". Na miejscu okazało się, że w kilku miejscach banda stoi na torze lub wisi w powietrzu. Tej usterki nie dało się usunąć w piętnaście minut. Skandal po kraksie mistrza świata. Krzysztof Cegielski przyznaje Z tego, co wiem, można było to szybko zrobić, bo to, że banda w kilku miejscach nie była prawidłowo zakopana, wynikało z tego, że po piątkowym odbiorze ten tor był dwa razy robiony i toromistrz najpewniej zgarnął za dużo nawierzchni spod bandy. Nie bronię klubu, ale chyba zawodnicy mogli podejść bardziej elastycznie, bo dziś mówi się o krucjacie związkowców Kołodzieja i Zengoty. - A kto ma napędzać takie rzeczy. Na pewno nie juniorzy, ale właśnie ci starsi i bardziej doświadczeni zawodnicy. Byłem z nimi w kontakcie. Zwróciłem im uwagę, że tor jest odebrany, że w piątek był w Rybniku szef sędziów Leszek Demski. Powiedziałem, że to jest sparing i jeśli jeden, czy dwóch nie chce, to przecież reszta może jechać, żeby uniknąć skandalu. Okazało się jednak, że wszyscy odmówili. I mamy skandal. - Mamy też jednak pozytywy. Falubaz, który w środę ma sparing w Rybniku, dostał zapewnienie, że pracują nad torem i bandą i wszystko będzie wkopane. Władze ligi poprosiły producenta band Tony’ego Briggsa, żeby pojechał do Rybnika i sprawdził wszystko tak, żeby nie doszło do powtórki sytuacji. To pokazuje, że coś się dzieje, że temat bezpieczeństwa nie jest zamiatany pod dywan. Zawodnicy dostaną zakaz jazdy w Szwecji. Lindgren skarżył się Cegielskiemu A prezesi już się zastanawiają, czy ci sami zawodnicy, którzy tak walczą o bezpieczeństwo w Polsce, będą sprawdzać szwedzkie tory, które już tak bezpieczne nie są. Rozważana jest możliwość nałożenia zakazu na starty w Szwecji. - Nie wiem, czy ktoś się odważy, ale od razu powiem, że ja doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że w Szwecji nikt nie będzie protestować. Tam brakuje osoby, która by to wszystko zorganizowała. Tam nie ma Cegielskiego. Od razu jednak dodam, że ja całego świata nie naprawię. Żalił mi się niedawno Lindgren, że on chciał w Grand Prix podnieść kilka tematów, ale nie miał z kim. To przykre, co pan mówi. Z drugiej strony przyznał się pan, że stoi za tym całym buntem zawodników w Polsce. - To jest oczywiste. Choć nie nazwałbym tego buntem. Natomiast ja to wszystko cementuje i ogarniam. Jestem w kontakcie nie tylko z zawodnikami, ale i władzami ligi i klubów. Mnie nie interesuje to, żeby komuś zaszkodzić, ale żeby podnieść poziom bezpieczeństwa. Ja nie kupuję tłumaczeń, że żużel to niebezpieczny sport, dlatego nie ma sensu niczego robić. Cegielski zdradza, że zawodnicy Unii Leszno chwycili za łopaty A nie boi się pan, że zawodnicy w tym wszystkim przesadzą? Jak rok temu odmówili jazdy w lidze, w Gorzowie, to posypały się kary. - Wtedy to były ich suwerenne decyzje. Ja już chyba powiedziałem, że postąpiłbym inaczej. I wiem, że zawodnicy czasem przeginają, ale to nie jest ten moment. Skoro mieliśmy straszny wypadek i banda się znowu podniosła, a zawodnik pod nią wpadł i doznał obrażeń, to trzeba dyskutować. Zawodnicy są przerażeni. Musimy coś zrobić. Coś, co da poczucie bezpieczeństwa. Żużlowcy są świadomi, że nie wprowadzimy nowatorskich rozwiązań, ale dopilnujmy tego, co mamy. Jest w całej Polsce nowy produkt, nowa banda, to stosujmy ją zgodnie z wytycznymi producenta. Jak ma być wkopane na 10 centymetrów, to niech tak będzie. Chciałem tylko zauważyć, że kilka dni temu ci sami zawodnicy Unii, którzy odmówili jazdy w Rybniku, jechali na swoim torze, a jak wynika ze zdjęć, które krążą, to tam banda też nie była dobrze zamontowana. - To było jednak przed wypadkiem Taia. Wtedy nikt nie zwracał na to uwagi. Ani weryfikatorzy, ani zawodnicy. Było podskórne zaufanie. To, co stało się w Krośnie, zmieniło jednak podejście. I chciałbym dodać, że zawodnicy w Lesznie sami ruszyli na tor, żeby poprawić bandę. Kulisy koszmaru mistrza świata. Legenda bez złudzeń, to nie banda jest winna Bezmyślne zachowanie żużlowca. Jechał z kamerą na kasku Słyszę, że zawodnicy, którzy tak trzęsą się ze strachu o bezpieczeństwo, potrafią jechać z kamerą na kasku, co jest zabronione i niebezpieczne. - Zgadza się. To jest złe. Nie chciałbym jednak, żeby tym usprawiedliwiano brak troski o bandy. Tak samo, jak nie chcę słyszeć, że Tai miał pecha, bo dostał się między dwa motocykle i uderzenie w bandę nie miało znaczenia. Tam popękały haki z tyłu. Tak ogromna była siła, z jaką uderzył zawodnik. Może trzeba z tego wyciągnąć wnioski. Ekstraliga już to robi. - I bardzo dobrze. Dużo się w te dwa dni zmieniło. Jest nowe podejście do licencji toru. Nie będzie już tak, że jesienią kluby zdemontują bandy, a 1 marca założą je, jak chcą. Na szybko, bo ładna pogoda, bo chcemy trenować. I potem banda jest w jednym miejscu dobrze, a w drugim byle jak. Za rok bandy będą sprawdzane przed pierwszym treningiem. Zawodnicy nie chcą jednak brać udziału w sparingach. Teraz Piotr Pawlicki mówi, że to bez sensu, bo inni napinają się na tych bardziej utytułowanych i z tego biorą się upadki. - To na pewno jest problem, ale sparingi muszą być, jako element przygotowań do sezonu. Są potrzebne i ważne. Przy tym trzeba jednak pilnować kluby, patrzeć im na ręce, żeby zawodnicy każdorazowo wyjeżdżali na tor, który jest bezpieczny w stu procentach.