Wydawało się, że lepszej ścieżki do Final 4 Ligi Mistrzów Orlen Wisła Płock mieć nie może. Najpierw dwumecz z HBC Nantes, pozbawionym kontuzjowanego lidera i gwizdy reprezentacji Francji Aymerica Minne'a. A później dwumecz ze Sportingiem Lizbona, też bez Francisco Costy. Dla mistrza Polski, który przecież na początku grudnia był w fatalnej sytuacji, była to idealna sytuacja. "Nafciarze" zapracowali sobie jednak na nią sami, świetnymi wynikami. Sześć dni temu wygrali z Nantes w Orlen Arenie 28:25, a przecież wicemistrzowie Francji w weekend sensacyjnie przegrali jeszcze w lidze z Istres, pierwszy raz od kilkunastu lat. A tu musieli jeszcze odrobić trzy bramki w starciu z drużyną, która była na fali. Liga Mistrzów. HBC Nantes zaskoczył Orlen Wisłę Płock. Scenariusz, którego nikt się nie spodziewał W przebieg tego spotkania naprawdę trudno było uwierzyć. Mistrzowie Polski byli jedyną niepokonaną drużyną w Lidze Mistrzów w tym roku, mieli najlepszą defensywę w całych rozgrywkach, imponowali dyspozycją. No i właśnie wiosną Xavier Sabate potrafił przygotować "Nafciarzom" najlepszą formę, na te kluczowe etapy Ligi Mistrzów. Dwa lata temu płocczanie byli w stanie sensacyjnie wygrać dwumecz z Nantes, lepiej wykonywali rzuty karne po dwóch remisach. A teraz lecieli do Kraju Loary mając trzy bramki zapasu z pierwszego spotkania. W 5. minucie, gdy Matej Gaber trafił z koła na 4:1, już był w dwumeczu remis. W ekipie z Płocka nie funkcjonowało nic, zupełnie. Kiepsko spisywał się w bramce Viktor Hallgrimsson, który przecież niedawno reprezentował jeszcze Nantes. Sabate trzymał go jednak na boisku, nie dawał szansy jego zmiennikowi Mirko Aliloviciowi, a przecież reprezentanta Polski Marcela Jastrzębskiego w ogóle nie widzi w składzie w tych rozgrywkach. Islandczyk odbił w pierwszej połowie 4 piłki, z 21. A po drugiej stronie boiska szalał 36-letni Ivan Pešić, spisywał się fenomalnie. 9 parad w pierwszej połowie, ponad 50 procent skuteczności - to imponowało. A przecież często rzutów na jego bramkę w ogóle nie było, tak świetnie dysponowana była defensywa Nantes, kierowana przez Gabera. W Płocku zawodziło właściwie wszystko. Gospodarze przygotowali się na sposób gry Gergo Fazekasa, jego wejścia jeden na jednego. Nie zostawali miejsca Węgrowi. Świetnie przesuwali, nie pozwalali na dogrania do koła. O ile jeszcze na lewej stronie Zoltan Szita starał się coś zdziałać, to Tomas Piroch zupełnie nie przypominał zawodnika, który szalał w meczach z PSG czy Fuchse Berlin. W 8. minucie wicemistrzowie Francji prowadzili już 6:1, gdy Sabate poprosił o przerwę. Jego zespół na chwilę się przebudził, ale tylko na chwilę. Po kwadransie gospodarze dalej mieli pięć bramek zaliczki (9:4), awaryjnie ustawiony na środku Julien Bos potrafił rozrzucić świetną zazwyczaj defensywę gości. Mirsad Terzić i Leon Susnja byli bezradni, akcje kończyły się zwykle z boku. A Hallgrimsson wyciągał piłkę z bramki. Przewaga Nantes rosła w zastraszającym tempie. W 27. minucie świetny Ayoub Abdi podwyższył na 14:6, to już był bardzo zły wynik w dwumeczu. Niewiele dały zmiany Sabate - Filip Michałowicz wszedł na skrzydło za Michała Daszka i od razu spudłował. Podobnie Dawid Dawydzik. Brakowało zaś Mihy Zarabeca, który mógłby trochę inaczej pokierować grą zespołu w ofensywie. A podsumowaniem niemocy płocczan była ostatnia akcja Nantes, gospodarze mieli zaledwie cztery sekundy. Bos rzucił gdzieś z boku, z 10 metrów. A piłka po rękach Hallgrimssona i tak wpadła do siatki. 17:8 dla Nantes, koszmar mistrzów Polski. Sześć bramek straty w dwumeczu mistrza Polski, zostało pół godziny. Słaby początek po przerwie, a później pogoń W piłce ręcznej cuda zdarzają się od czasu do czasu, Wisła musiała na taki liczyć. W dwumeczu przegrywała 36:42 - sześć bramek da się w pół godziny odrobić. Zwłaszcza, że wicemistrzowie Francji nie mogli mieć przecież utrzymywać przez cały czas tak wysokiego tempa. Tyle że po 10 minutach wyglądało to jeszcze gorzej. Hallgrimssona zastąpił Alilović, spisywał się nawet lepiej, ale wciąż klasą dla siebie był Pešić. W 40. minucie Nantes prowadziło 21:10, później jeszcze 22:11. Płocczanie zaczęli jednak grać trochę lepiej, a i rywale spuścili z tonu, poza bramkarzem. Bo chorwacki wicemistrz świata czynił cuda, choćby broniąc rzuty z bliska Dawydzika. Co tu dużo mówić, obrotowi Orlenu Wisły mieli ogromne problemy. Goście zdobyli cztery bramki z rzędu, przy stanie 22:15 Gregory Cojean poprosił o przerwę. Pojawiła się szansa, że może jednak uda się ten awans do ćwierćfinału przepchnąć, nie było to niemożliwe. Ważne bramki zdobył nawet Michałowicz. W 50. minucie mistrzowie Polski ponieśli kolejną stratę - czerwoną kartkę za faul zobaczył Terzić. A było wtedy 24:17, trzeba było odrobić jeszcze cztery bramki. Czas jednak upływał, a Pešić znów zachwycał, tym razem po rzucie Lovro Mihicia. Sześć bramek różnicy zrobiło się dopiero w 55. minucie, gdy Piroch z karnego trafił na 20:26. A pięć mogło być w 56. minucie, skuteczny w poprzednich akcjach Michałowicz rzucił w słupek. A za chwilę Nicolas Tournat rzucił na 28:21. Płocczanie jeszcze wierzyli, Michałowicz rzucił na 23:28. Zostało 140 sekund, Cojean poprosił o ostatnią przerwę. A jego zawodnicy nie oddali nawet rzutu. Pojawił się jeszcze cień szansy na serię siódemek, potrzebne były dwa trafienia. Jedno stało się dziełem Szity, na 70 sekund przed końcem. Gospodarze się męczyli, Alilović obronił rzut Bosa, ale Francuzi mieli aut. I utrzymali już piłkę do końca. A Thibaud Briet rzucił na 29:24 w ostatniej sekundzie. Nantes zagra w ćwierćfinale ze Sportingiem Lizbona. HBC Nantes - Orlen Wisła Płock 29:24 (17:8) HBC Nantes: Pesić (14/37 - 38 proc.), Biosca (0/1 - 0 proc.) - Abdi 6, Rivera 5 (2/2 z karnych), Bos 5, Briet 4, Odriozola 3, Tournat 2, Gaber 2, Nyateu 2, Noam 1, Milosavljević, Yoshida, Avelange-Demoude, Nassequela. Kary: 12 minut. Rzuty karne: 2/2. Orlen Wisła Płock: Hallgrimsson (4/21 - 19 proc.), Alilović (6/18 - 33 proc.) - Michałowicz 6, Piroch 5 (4/4 z karnych), Szita 4, Daszek 3, Susnja 3, Fazekas 2, Janc 1, Serdio, Krajewski, Dawydzik, Terzić, Mihić, Żytnikow, Zarabec. Kary: 10 minut. Rzuty karne: 4/4.