W sobotę w Opolu rozegrano turniej Zaplecza Kadry Juniorów. Przeważnie z tych zawodach jeżdżą ci utalentowani, aspirujący do kadry zawodnicy, którzy jeszcze na razie nie mogą wejść do niej na stałe. Wielu z nich nigdy w barwach narodowych ostatecznie nie pojedzie, ale czasem po kilku latach uczestnik tego turnieju jest już żużlowcem dużego formatu. Stawka tych zawodów jest bardzo zróżnicowana. Jako że wielu zawodników nie ma tam dużego doświadczenia, zdarzają się sytuacje niebezpieczne, takie jak ta z soboty w Opolu. Na prostej starli się Szymon Ludwiczak z Włókniarza Częstochowa, Marcel Kowolik z Betard Sparty Wrocław i Kevin Małkiewicz z Zooleszcz GKM-u. Ten ostatni praktycznie nie miał szans go ominąć. Zahaczył o rywala i mocno uderzył w bandę. Wyglądało to bardzo źle, zawodnicy mogli odnieść poważne kontuzje, ale na szczęście najpewniej skończyło się na strachu. Kibice przerażeni. To mógł być dramat Upadki, podczas których jeden zawodnik przejeżdża lub prawie przejeżdża swojego rywala, należą do tych najstraszniej wyglądających, budzących przerażenie na trybunach. W Opolu według relacji świadków publiczność zamarła. - Wydawało się, że to naprawdę może się fatalnie skończyć. Uderzenie Kevina było potężne. Wszyscy czekaliśmy na jakieś informacje - mówi nam pan Jacek, który był na sobotnich zawodach w Opolu. Warto też dodać, że Kowolik otrzymał mocny cios w głowę, co bywa bardzo groźne. Często jest tak, że tego typu urazy wychodzą dopiero po czasie, nawet gdy zawodnik wydaje się w pełni zdolny do jazdy. Zresztą najlepszym przykładem jest tu wielki szwedzki mistrz, Tony Rickardsson. On niby też czuł się dobrze, a po kilku upadkach czasami widział do góry nogami, więc kontynuowanie kariery nie było możliwe.