Najpoważniejsze kontuzje, złamania kojarzymy głównie z groźnymi upadkami, uderzeniem w bandę czy sczepieniem się z rywalem. Wówczas kontrola nad sytuacją jest najmniejsza i naprawdę łatwo można się "załatwić". Adam Skórnicki w podcaście Jacka Dreczki "Mówi się żużel" opowiedział jednak o sytuacji, w której mimo braku upadku, i tak doznał kontuzji. Wzięło się to z tego, że słabo wyszedł spod taśmy. A konkretniej z tego, że rywal jechał tuż przed nim. - To było z Grigorijem Łagutą. Kamień spod jego koła strzelił prosto w moją rękę. Uderzył mnie w palec, który złamałem. Ja w tamtym biegu nawet nie upadłem. Po prostu dostałem niespodziewany strzał - opowiadał. Oczywiście Rosjanin nie zrobił tego umyślnie. O ile szprycą można i czasem nawet trzeba celować w rywala, o tyle kamieniem się tak nie da. Co prawda deflektory pomagają w redukcji takich sytuacji, ale jak widać nie są w stanie całkowicie ich wyeliminować. Tak Skórnicki zaskoczył całą Polskę W 2008 roku Adam Skórnicki osiągnął największy sukces w swojej karierze. Sensacyjnie został indywidualnym mistrzem Polski. Na dobrze sobie znanym torze w Lesznie, nie miał godnego rywala. To był szok. Skórnicki był zawodnikiem znanym, ale nie na tyle dobrym, by być choćby w szerokim gronie faworytów tamtych zawodów. Wykorzystał jednak znajomość toru, miał tak zwany "dzień konia" i pojechał po największy triumf w życiu. I należy wprost powiedzieć, że Skórnicki nie miał żadnego farta, tylko po prostu wygrał w pełni zasłużenie. W pokonanym polu pozostawił takie nazwiska, jak Tomasz Gollob, Krzysztof Kasprzak, Piotr Protasiewicz, Grzegorz Walasek, Jarosław Hampel czy Janusz Kołodziej. Nigdy później już podobnego sukcesu nie powtórzył, ale tym występem na zawsze zapisał się w historii polskiego żużla. Po zakończeniu kariery zajął się trenerką. Prowadził między innymi Falubaz czy Orła Łódź. Zobacz również: Witali go jak króla. Dostał telefon od mistrza świata Rzucił się na niego z pięściami. Inni bili mu brawo