Motor Lublin liczy straty po ostatnim meczu z ZOOleszcz GKM-em Grudziądz (57:33). Po karambolu na pierwszym łuku Dominik Kubera długo nie podnosił się z toru. Oberwało się też Mateuszowi Cierniakowi. Z Cierniakiem w porządku, gorzej z Kuberą - Na szczęście z Mateuszem wszystko jest w porządku - mówi nam menedżer Jacek Ziółkowski. - Już w powtórce biegu pokazał, że nic mu nie dolega - dodał. Cierniak wyjaśniał co prawda przed kamerami Eleven Sports, że ma poharatany palec w ręce, ale to faktycznie nic groźnego. Gorzej jest z Kuberą. - Dominik, schodząc z toru, trzymał się za obojczyk, ale ten jest cały. Zawodnik jest natomiast bardzo mocno poobijany. To był konkretny dzwon. I choć nie ma złamań, to nie można być pewnym, czy Dominik pojedzie w następnym spotkaniu. Na szczęście mamy do meczu prawie dziewięć dni. Decyzja o starcie Kubery może zapaść w czwartek - kwituje Ziółkowski. Dziurę po Kuberze ciężko byłoby załatać Jeśli Kubera nie dojdzie do siebie, to Motor będzie musiał od nowa budować plan taktyczny. Teraz jest tak, że Kubera jedzie jako rezerwowy i to się fantastycznie sprawdza. Wychowanek Fogo Unii Leszno może w razie potrzeby, w przypadku rezerwy taktycznej, jechać nawet siedem razy. To jest doskonałe zabezpieczenie dla klubu, zważywszy na fakt, że Kubera jest w dobrej dyspozycji. Gdyby Kubery zabrakło, to robi się druga dziura w składzie. Motor jedzie bez zawieszonego Rosjanina Grigorija Łaguty i stosuje za niego przepis o zastępstwie zawodnika. ZZ-tkę bez Kubery jakoś Lublin załata, bo ma świetnych juniorów. Gorzej będzie z załataniem dziury po Kuberze.