Thriller na ścieżce Igi Świątek. 4:0 dla mistrzyni z Adelajdy. I stało się coś dziwnego
Świetna forma Madison Keys na początku sezonu, efektownie wygrany tuż przed Australian Open duży turniej w Adelajdzie, a do tego korzystne losowanie w Melbourne - to wszystko sprawiało, że fachowcy nagle zaczęli widzieć 29-letnią zawodniczkę nawet w gronie półfinalistek. Czternasta zawodniczka w rankingu WTA mogła jednak wypaść z grona rywalek Igi Świątek, była tego bardzo blisko. Mimo, że prowadziła 4:0 z notowaną o ponad sto miejsc niżej Rumunką Eleną-Gabrielą Ruse. Zapachniało wielką sensacją, wygrała jednak 7:6 (1), 2:6, 7:5.
Madison Keys to piąta rakieta USA, zarazem jednak zawodniczka z TOP 15 światowego rankingu, z aspiracjami na powrót do najlepszej dziesiątki. Elena-Gabriela Ruse też jest piątą zawodniczą w swoim kraju, ale w Rumunii wygląda to jednak zupełnie inaczej. Ona zajmuje na liście WTA miejsce numer 125., tuż przed naszą Mają Chwalińską. W Melbourne musiała grać kwalifikacje, ale przeszła je. W tym samym czasie Keys była gwiazdą zawodów WTA 500 w Adelajdzie - wygrała ten turniej, w finale pokonała Jessicę Pegulę.
Ta forma niemal 30-letniej Amerykanki kazał dość wysoko oceniać jej szanse w kontekście walki o sukcesy w Australian Open. Zwłaszcza, że po losowaniu nie znalazła się w ćwiartkach Aryny Sabalenki, Coco Gauff czy Igi Świątek. Wpadła tam, gdzie jest Jasmine Paolini, na Polkę może trafić dopiero w półfinale. Los mógł z niej zakpić bardzo szybko - i to w zaskakujących okolicznościach.
Australian Open. Madison Keys - Elena-Gabriela Ruse w pojedynku o trzecią rundę. Szybkie 4:0 dla faworytki
Keys zaczęła bowiem spotkanie z Rumunką tak jak na faworytkę przystało. I tak, jak np. Iga Świątek potraktowała rano Rebeccę Sramkową. Po czterech gemach było już 4:0 dla Amerykanki, nic nie zapowiadało jakichkolwiek emocji.
I wtedy stało się coś dziwnego, jakby w miejsce pewnej siebie Keys znalazła się nagle zagubiona Keys. Przegrała dwie-trzy akcje, zaczęła pudłować na potęgę. A Rumunka coraz odważniej zagrywała piłki na drugą stronę, znacznie poprawiła też serwis. Przełamała faworytkę raz, wygrała dwa swoje gemy serwisowe. Wyszła też ze stanu 15:40 w kolejnym gemie, całkowicie wybijając już faworytkę z rytmu. Za moment dopisała do swojego dorobku piąty gem z rzędu, na trybunach ludzie nie dowierzali, że może nastąpić taki scenariusz.
Doszło do tie-breaka, w którym "grają" przecież nie tylko umiejętności, ale też odporność mentalna. Ta była raczej dotąd po stronie Rumunki, która wygrała 14 punktów grając pod presją, w ważnych momentach - o sześć więcej od Amerykanki. Keys jednak lepiej zaczęła tę decydującą rozgrywkę, później dopisało jej szczęście, gdy piłka zatańczyła na siatce i spadła na stronę rywalki. Aż wreszcie pomogła i Ruse podwójnym błędem. A później jeszcze raz, pudłując spod siatki, gdy cały kort był wolny. Sama nie wierzyła, a było już 0-6. I takiej straty w tie-breaku odrobić się nie da, nie ma co się oszukiwać.
Ogromne problemy Madison Keys w Melbourne. Przegrała drugiego seta, w trzecim została przełamana
Rumunka jednak nie załamała się takim obrotem spraw, dalej grała tak jak w końcówce pierwszego seta, może nie licząc tego nieszczęśliwego tie-breaka. Wywierała presję na Amerykance, a gdy ta nie miała za dużo czasu na podjęcie decyzji, gdy musiała podbiec do piłki, często się myliła. Ogromna siła uderzeń nie pomagała, Madison szybko znalazła się w opałach.
Rumunka szła bowiem pewnie po swoje - po wyrównanie w meczu na 1:1. Przełamała rozstawioną rywalkę raz, za chwilę drugi. I już na poważnie zapachniało sensacją. Ruse wygrała tę partię dość ławo, 6:2. I kto by pomyślał, że półtorej godziny Amerykanka prowadziła "lekko, łatwo i przyjemnie" aż 4:0.
Sytuację musiał więc rozstrzygać trzeci set, w którym nerwy dodatkowo mogły plątać ręce. I plątały raz po raz, przy czym atutem Keys było to, że ona pierwsza serwowała. Wygrywała swoje podania aż... kres tej serii przyszedł przy stanie 2:2, znów dała się kilka razy oszukać. Huknęła na wiwat raz, za chwilę drugi - została przełamana. Ten stan nie trwał długo, za chwilę Madison odrobiła tę stratę. I tak ten mecz zmierzał ku końcowi.
Przy stanie 4:5 i 30:15 Ruse dobrze zagrała pierwszym serwisem, ale elektroniczny system wywołał jej błąd stóp. Po drugim Amerykanka wyrównała, a za chwilę punkt numer 200 w całym spotkaniu dał jej meczbola. Rumunka była pod gigantyczną presją, ale wytrzymała wymianę, to Keys wyrzuciła piłkę.
Drugiego meczbola Amerykanka zdobyła po akcji, które pewnie zostanie nominowana do akcji turnieju. Kapitalnej, jak w deblu - wciąż przy siatce. I znów jednak Rumunka się obroniła, ledwie podcięła piłkę nad siatką, a Amerykanka ją wyrzuciła. Za dużo było tych jej błędów, za blisko chciała grać boków kortu. I to się zemściło, trzeba było grać dalej.
Ostatecznie Keys pokonała jednak zmęczoną Rumunkę, wykorzystała w końcu trzecią piłkę meczową w dwunastym gemie. Nie doszło do granego do 10 punktów super tie-breaka.
Awansowała do trzeciej rundzie, tu czeka na triumfatorkę meczu Danielle Collins z Destanee Aiavą.
1/32 finału
16.01.2025
08:15
Więcej na ten temat
Zobacz także
- Polecane
- Dziś w Interii
- Rekomendacje