Wejście smoka Macieja Kota. Sam w to nie wierzył. Dostrzegł to Stefan Horngacher
Maciej Kot ponad osiem lat czekał, by stanąć na podium zawodów Letniego Grand Prix w skokach narciarskich, a ponad dziewięć, by odnieść zwycięstwo. W sobotę w Wiśle był autorem prawdziwej sensacji. Wygrał konkurs indywidualny i sam do końca nie potrafił tego zrozumieć.

W skrócie
- Maciej Kot po ponad ośmiu latach wraca na podium Letniego Grand Prix w skokach narciarskich, wygrywając sensacyjnie w Wiśle.
- Wprowadzenie nowych, węższych kombinezonów i praca z trenerem przyczyniły się do poprawy jego formy.
- Maciej Kot przyznaje, że jeden udany skok odblokował jego pewność siebie, a wyciągnięte wnioski pozwolą mu na dalszy rozwój.
- Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie głównej serwisu
Maciej Kot ubiegłej zimy potrafił w zawodach Pucharu Świata w skokach narciarskich co najwyżej wskoczyć do trzeciej "10". Za to bardzo dobrze radził sobie na zapleczu. Był czołowym zawodnikiem Pucharu Kontynentalnego. Wygrał zawody w Kranju i był trzeci w Lillehammer.
To lat zaczął od miejsca na podium w Memoriale Olimpijczyków w Szczyrku. Potem znalazł się zaraz podium w mistrzostwach Polski, gdzie pokazywał bardzo dobre skoki, ale Maciej Maciusiak, trener naszej kadry, nie widział dla niego miejsca na Letnie Grand Prix w Courchevel.
Maciej Kot zaskoczony wygraną. "To nie był jednorazowy wyskok"
Powołał Kota dopiero na Wisłę i ten miał prawdziwe wejście smoka do LGP. Już w pierwszym starcie w tym sezonie w tym cyklu odniósł zwycięstwo. Czekał na nie dziewięć lat. W niedzielnych zawodach rozgrywanych w formule "High Five" Kot był ósmy.
Nie ukrywałem po tej wygranej w Wiśle, że byłem tym zaskoczony. Nie był to mój cel, żeby wygrać. Byłem oczywiście otwarty na to, co przyniesie konkurs i z gotowością, ale też ciekawością podszedłem do tematu. Ta wygrana była rzeczywiście bardzo niespodziewana, ale wynikała ona z dobrych skoków, co mnie bardzo cieszy
Od razu też pojawiła się analiza tego, co się stało. Razem z trenerami Kot szukał odpowiedzi na pytania, skąd wzięła się taka różnica w jego skokach.
- Gołym okiem tej różnicy nie było widać, ale efekt był zupełnie inny. Znaleźliśmy te odpowiedzi. Dlatego ta niedziela była dla mnie bardzo ważna. Kontynuowałem pracę z soboty. Moje trzy skoki były bardzo podobne do tych z poprzedniego dnia. Oczywiście rywalizacja w nowym formacie nieco zamieszała, ale - patrząc na jakość skoków - to jestem zadowolony z tego dnia. Utwierdziłem się w przekonaniu, że to, co wydarzyło się w sobotę, nie było jednorazowym wyskokiem. Wnioski, jakie wyciągnęliśmy, pozwalają skakać mi lepiej i dalej. Teraz trzeba kontynuować pracę w tym kierunku - przyznał 34-latek.
"Jeden skok odblokował szufladkę w mojej głowie"
Zapytany o to, czy rozumie skoki narciarskie, odparł: - Nikt, a może mało kto, rozumie je w pełni. Rzeczywiście są takie przypadki, kiedy jeden skok może coś zaburzyć i wszystko zaczyna się sypać. Czasami działa to w drugą stronę. W sobotę dobry skok w pierwszej serii odblokował jakąś szufladkę w mojej głowie. Znalazło się dobre czucie i w niedzielę mogłem skakać na równie dobrym poziomie. Mam nadzieję, że u mnie to będzie właśnie ten przypadek, że jeden skok dużo zmieni na korzyść.
Zadziałała praca w tunelu, pomogły też nowe przepisy. Zauważył to Stefan Horngacher
Z drugiej strony dobre skoki u Kota nie wzięły się z niczego. On już w czasie mistrzostw Polski pokazywał naprawdę dobre skoki.
One były na pewno słabsze jakościowo, ale już wtedy czułem, że jest blisko tych dobrych prób. Nie byłem wówczas usatysfakcjonowany z jakość, ale bardziej z miejsca w mistrzostwach Polski. Brakowało mi wówczas trochę dobrego czucia. To pomógł mi znaleźć tunel aerodynamiczny w Sztokholmie. Zwłaszcza ten moment zaraz po wyjściu z progu, kiedy przechodzę do fazy lotu, by zyskać prędkość. Wykorzystałem to
Wiele pomógł mu też powrót do węższych kombinezonów, czego zresztą nie ukrywa.
- Zmiany sprzętowe są dobre dla mnie. Rozmawiałem ze Stefanem Horngacherem, który sam powiedział, że zmiana na mniejsze kombinezony, szczególnie w górnym obszarze, powinna być dla mnie dobra. Nie ma oporu i takiej powierzchni nośnej, więc to skręcenie w powietrzu nie ma aż takiego negatywnego efektu. Zresztą sam czuję, że teraz szybciej lecę i skręcenie rzeczywiście mi nie przeszkadza. Dzięki temu mogę bardziej pracować w locie - wyjaśnił zakopiańczyk.
Zobacz również:













