To miejsce, gdzie ostatni polski skoczek wygrywał konkurs Pucharu Świata. Przez wiele lat było dla nas zaklęte
Przez wiele lat to miejsce było zaklęte dla Polaków. Odczarował je dopiero Kamil Stoch. Nawet Adamowi Małyszowi nigdy nie udało się wygrać na Lysgardsbakken w Lillehammer, choć bił na niej rekordy. To właśnie w tym świętym dla Norwegów miejscu polscy skoczkowie zanotowali ostatnią wygraną w Pucharze Świata, a jej autorem był Dawid Kubacki. Od tego czasu odbyło się już 67 konkursów. To w Lillehammer bardzo dziwna przygoda spotkała Pawła Wąska.

W skrócie
- Lillehammer przez lata było miejscem nieosiągalnym dla polskich skoczków, nawet dla Adama Małysza.
- Kamil Stoch, a później Dawid Kubacki przełamali złą passę Polaków na tej norweskiej skoczni.
- Nietypowe i niecodzienne sytuacje, takie jak utrata butów przez Pawła Wąska, wpisały się w historię polskich występów w Lillehammer.
- Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie głównej serwisu
Na skocznię Lysgardsbakken cały świat spoglądał w 1994 roku. To tam odbywała się ceremonia otwarcia zimowych igrzysk olimpijskich, które były chyba jednymi z najpiękniejszych w historii. Lillehammer stało się w ten sposób mekką skoków i świętym miejscem dla Norwegów.
W 1994 roku zabrakło wówczas miejsca w kadrze Polski dla Adama Małysza, choć ten został chwilę przed igrzyskami mistrzem kraju. Jedynym skoczkiem, który nas wówczas reprezentował, był Wojciech Skupień.
- Wygrałem wtedy mistrzostwa Polski przed zimowymi igrzyskami olimpijskimi w Lillehammer i była szansa na wyjazd na igrzyska. Polski Związek Narciarski wystąpił do Polskiego Komitetu Olimpijskiego z prośbą, żeby dołączyli mnie do składu reprezentacji, a w odpowiedzi mieli usłyszeć, że nie ma już dla mnie... kompletu ubrań olimpijskich. Prawdopodobnie było też za późno na dokooptowanie mnie do składu. Ten wyjazd byłby jednak na wariackich papierach. Wątpię, że coś bym tam zdziałał - wspominał Małysz tamten czas w rozmowie z Interia Sport.
Przez wiele lat Lillehammer było zaklęte dla Polaków. "Czarna plama" Adama Małysza
Ze szczytu Lysgardsbakken rozpościera się widok, który zapiera dech w piersiach. Być może jeden z najpiękniejszych w całym kalendarzu Pucharu Świata. Kiedyś klimat na skoczni tworzyli też kibice. Potrafiło tam ich przyjść kilkadziesiąt tysięcy, ale od wielu już lat w Norwegii mają problem z przyciągnięciem fanów na skoki narciarskie, a w Lillehammer szczególnie. Zazwyczaj pod skocznią stoi garstka fanów, co sprawia, że nie czuć atmosfery święta, jakim z pewnością dla tej dyscypliny jest inauguracja Pucharu Świata.
Przez wiele lat Lillehammer było zaklętym miejscem dla Polaków. Nawet w czasach świetności Adama Małysza, kiedy "Orzeł z Wisły" brylował na świecie, nie dając rywalom szans, wciąż niezdobyta przez niego pozostała skocznia w tej właśnie miejscowości. Małysz nigdy tam nie wygrał. Trzy razy stał na podium i za każdym razem na jego trzecim stopniu.
Najbliżej wygranej Małysz był wcale nie w szczycie swojej formy, tylko w 2006 roku. I to w przedziwnych okolicznościach. W sobotę Małysz już w pierwszej serii zaliczył upadek po wylądowaniu i zajmował odległe 27. miejsce. W drugiej jednak uzyskał trzeci wynik i awansował na 15. miejsce.
To wszystko działo się po fatalnym dla Małysza i światowej czołówki weekendzie w Ruce, gdzie Polak nie zdobył punktów w jednoseryjnym i loteryjnym konkursie. Jak się okazało, przyczyną takiej sytuacji w Lillehammer była "czarna plama".
W Lillehammer dostałem migrenę... na rozbiegu. Problem z nią miałem często, ale zazwyczaj pojawiała się ona po konkursie. Pamiętam do dziś, że przed skokiem miałem czarno przed oczami i ledwo wylądowałem. Hannu Lepistoe, który był wówczas moim trenerem, pytał, co odwaliłem przy lądowaniu, a ja tłumaczyłem mu, że właśnie na rozbiegu zaczynała mi się migrena. Najpierw objawiała się ona u mnie mroczkami przed oczami, a potem zdarzała się właśnie czarna plama, a po kilkudziesięciu minutach pojawiał się mocny ból głowy. I w tym konkursie tak właśnie było. Na progu pojawiła się czarna plama. Dobrze, że nic się nie stało, a skok wykonałem niemalże automatycznie. Miałem jednak problem z wylądowaniem, bo nie widziałem zeskoku
W apteczce Rafał Kot, ówczesny fizjoterapeuta polskich skoczków, zawsze woził specyfik do nosa, który pomagał Małyszowi w czasie migreny.
Kolejnego dnia Polak był już jak nowo narodzony. Najpierw w kwalifikacjach ustanowił rekord skoczni - 142 m, a potem prowadził po drugiej serii. Ostatecznie ukończył zawody na trzecim miejscu. To było dla niego pierwsze podium w Lillehammer. Potem stawał na nim jeszcze dwukrotnie - w 2009 i 2010 roku.
Wspomniany konkurs w Lillehammer wygrał wtedy zaledwie 16-letni Austriak Gregor Schlierenzauer, który zaatakował w drugiej serii z trzeciej pozycji. Dla niego to była premierowa wygrana w Pucharze Świata. W ten sposób rozpoczął kompletowanie 53. zwycięstw - najwięcej w historii skoków narciarskich w Pucharze Świata. Ostatnią wygraną też zanotował w Lillehammer, ale osiem lat później.
Tam Polacy wygrali ostatnie zawody PŚ. Rekord kraju Dawida Kubackiego
Lillehammer to też miejsce ostatniej wygranej polskich skoczków w Pucharze Świata. Miało to miejsce 16 marca 2023 roku, a autorem zwycięstwa był Dawid Kubacki. Chwilę później Polak, który walczył o Kryształową Kulę wycofał się z rywalizacji w Raw Air, bowiem poważne problemy ze zdrowiem miała jego żona Marta. Wydawało się wówczas, że skoczek z Szaflar może nawet zakończyć karierę, ale ostatecznie wrócił do skoków. Wciąż jednak nie jest w stanie skakać na najwyższym światowym poziomie.
Od wygranej Polaka w Lillehammer odbyło się - jak wyliczył Adam Bucholz ze Skijumping.pl - 67 konkursów. W nich żaden z Biało-Czerwonych nie stanął na najwyższym stopniu podium.
Kubacki w Lillehammer pobił też rekord Polski Adama Małysza. Nie w długości skoku, a w liczbie miejsc na podium w Pucharze Świata w jednym sezonie. "Pudło" na Lysgardsbakken było 15. podium w sezonie. Poprzedni najlepszy wynik Polaka to było 14 miejsce na podium jednej zimy Adama Małysza w sezonach 2000/2001 i 2001/2002, a zatem w latach największej dominacji "Orła z Wisły".
Kubacki jest jednym z dwóch Polaków, którzy wygrywali w Lillehammer. Trzy razy w tym norweskim mieście triumfował Kamil Stoch. Poza: Małyszem, Stochem i Kubackim na podium w Lillehammer stawał jeszcze tylko Maciej Kot.
Dziwny przypadek Pawła Wąska. Reklama zepchnęła skoczka z belki
W kolejnym sezonie na Lysgardsbakken doszło do dziwnej sytuacji z Pawłem Wąskiem. Polak nie stanął na starcie drugiego konkursu, bo nie miał... butów skokowych.
- Do góry jedziemy ubrani w takie "teletubisie", które mają nas ogrzewać i w normalnych butach. W plecakach mamy buty do skoków, rękawiczki itd. U góry mamy domek, w którym przebieramy się przed startem. Jak tam dotarłem, to zdjąłem "teletubisia", odłożyłem plecak i poszedłem do toalety. Kiedy wróciłem, już go nie było. Ktoś z obsługi uznał, że skoro nie ma nikogo przy tym plecaku, to można go wysłać na dół. Pobiegłem szybko na wyciąg, ale było za późno - opowiadał wówczas w rozmowie z Eurosportem.
Polak zgłosił całą sytuację i jury pozwoliło mu na start, ale pod warunkiem, że zdąży na swoją kolej. Tak się jednak nie stało i tym samym Wąsek nie wystąpił.
Przed rokiem w Lillehammer również nie obyło się bez dziwnego incydentu. Kristoffer Eriksen Sundal musiał ruszyć z belki startowej bez zapalonego zielonego światła, bo popchnęła go spadająca platforma reklamowa. Pomimo tego skok Norwega został zaliczony do wyników.
Kosmiczny skok Gregora Schlierenzauera. "Nie miał żadnych szans"
Rekord skoczni Lysgardsbakken od 16 lat należy do Simona Ammanna. Szwajcar w 2009 roku skoczył na tym obiekcie 146 metrów. W 2023 roku jego wynik wyrównał Niemiec Markus Eisenbichler.
Najdłuższy skok w zawodach w Lillehammer oddał jednak Schlierenzauer, który w 2009 roku pofrunął 150,5 m, ale skoku nie ustał. To było chwilę po rekordowej próbie Ammanna. Alexander Pointner i Toni Innauer, którzy wówczas zasiadali na wieży trenerskiej, aż kręcili głowami. Po konkursie krytykowali jury za to, że w wietrznych warunkach tak ryzykowali. To były czasy, kiedy jeszcze nie było przeliczników za zmianę belki startowej, dlatego każde jej przesunięcie wiązało się z restartem konkursu.
- Schlierenzauer nie miał żadnych szans, żeby wylądować. To było bardzo niebezpieczne i szalone w tych warunkach - mówili wówczas w relacji komentatorzy austriackiej stacji ORF.
Zobacz również:














