Do wypadku doszło podczas serii próbnej. Tande po wyjściu z progu stracił kontrolę nad nartami i runął na zeskok. Siła uderzenia była potężna. Norweg kilkanaście razy przekoziołkował, a potem bezwładnie zsunął się na dół zeskoku. Błyskawicznie do akcji ruszyły służby ratunkowe. Dyrektor sportowy reprezentacji Norwegii Clas Brede Brathen podkreślił w rozmowie z vg.no, że zespół ratunkowy wykonał świetną pracę. Przyznał jednak, że długo obawiał się najgorszego, po tym jak Tande został śmigłowcem przetransportowany do szpitala w Lublanie. "Jesteśmy jak mała rodzina, tyle razem podróżujemy. Dramat związany z takim upadkiem jest wstrząsającym przeżyciem. Trudno to opisać. Dla mnie osobiście najważniejsze jest to, że nic nie zagraża jego życiu - zaznaczył Brathen.W godzinach wieczornych napłynęły dobre wiadomości ze szpitala. Po wstępnych badaniach okazało się, że Tande ma złamany obojczyk i przebite płuco. Lekarze postanowili wprowadzić skoczka w stan śpiączki farmakologicznej. "Sytuacja jest stabilna. Lekarze bacznie obserwują jego stan zdrowia. Jesteśmy w stałym kontakcie z lekarzami. W piątek Tande ma przejść nowe badania" - podkreślił lekarz norweskiej kadry Guri Ranum Ekas.Z powodu pandemii koronawirusa nikt z norweskiego sztabu nie może przebywać w szpitalu, ale Brathen ma być obecny podczas wybudzania Tandego. Ma to nastąpić w piątek. "W ciągu godziny mogę być w szpitalu. Czekam tylko na telefon" - stwierdził Brathen. Lekarz norweskiej reprezentacji olimpijskiej Lars Engebretsen wyjaśnił, co się dzieje z organizmem w stanie śpiączki. "Śpiączka ma na celu odprężenie organizmu i zapewnienie dostatecznej ilości tlenu. W sztucznej śpiączce całkowicie się odprężasz. Aparatura podaje środki znieczulające i utrzymuje cię przy życiu przez dzień lub dwa" - mówił Engebretsen dla VG. Lekarz przekazał również, że Tande jest w bardzo dobrych rękach. "Mam bardzo dobry kontakt z personelem medycznym szpitala w Lublanie. To Szwajcaria bloku wschodniego, tam są bardzo dobre warunki" - dodał.Koledzy Tandego z drużyny kontynuowali rywalizację na słynnym "mamucie", choć wypadek na pewno nie pozostał bez wpływu na ich postawę. "Jestem dumny z drużyny. Planica to najtrudniejszy obiekt w kalendarzu. To mieszanka szacunku, strachu i ekscytujących wyzwań" - powiedział Brathen.Czwartkowy konkurs nie był zbyt udany w wykonaniu Norwegów. Najlepszy z nich Robert Johansson zajął siódme miejsce. Zdobywca "Kryształowej Kuli" Halvor Egner Granerud w ogóle nie zakwalifikował się do finałowej serii. W piątek rozpocznie się mini cykl Planica 7. Pod uwagę będzie brane siedem skoków - jeden z piątkowych kwalifikacji oraz po dwa z piątkowego, sobotniego i niedzielnego konkursu. Zwycięzca Planica 7 otrzyma 20 tysięcy franków szwajcarskich.RK