Nie sposób dziwić się takim reakcjom i powszechnemu uczuciu rozczarowania, bo dwukrotny mistrz olimpijski z Soczi przyzwyczaił wszystkich, że jest "skazany" - jeśli nie na wygrywanie - to w najgorszym razie plasowanie się w czołówce. Scenariusza, że mistrzowi z Zębu w końcu kiedyś podwinie się noga i nie wejdzie do serii finałowej konkursu, nikt nawet nie brał pod uwagę. "Winny" jest sam Stoch, który oduczył swoich sympatyków oraz ekspertów oddawania zupełnie nieudanych prób, zwłaszcza na polskiej ziemi. Tak sensacyjnego odpadnięcia Orła z Zębu na półmetku rywalizacji mogli nie pamiętać nawet najstarsi górale. To, co przydarzyło się Stochowi w niedzielę w Zakopanem, nie miało miejsca na Wielkiej Krokwi od 11 lat! Sam zawodnik też musiał w jednej chwili odnaleźć się w nowej rzeczywistości, by na gorąco wyjaśnić zaskakujące niepowodzenie. - Wydaje mi się, że popełniłem drobny błąd. Skok trochę był spóźniony, dostałem dużo powietrza zaraz za progiem, troszkę mnie to wyhamowało, a później, w końcówce lotu, tego powietrza w ogóle nie miałem. Nie było szans polecieć dalej - mówił na gorąco w rozmowie z reporterem eurosport.interia.pl. Z trudnym zadaniem zrecenzowania nieudanej próby swojego następcy zmierzył się Małysz. I zrobił to należycie, rzetelnie oceniając próbę Kamila, bez uciekania się do grzecznościowych formułek. Teraz "Orzeł z Wisły" opublikował nagranie z kamery Telewizji Polskiej, która dokładnie zarejestrowała moment jego reakcji podczas skoku Stocha. Na nagraniu widać, że dyrektor w Polskim Związku Narciarskim najpierw w wielkim skupieniu wodził wzrokiem nad zeskokiem, by po kilku sekundach odwrócić się i z zaskoczenia złapać za głowę. "Wy pewnie też byliście zdziwieni, prawda?" - napisał najpopularniejszy polski skoczek w historii. Art