Jak podoba się panu w Warszawie? Patrick Steuerwald: Na razie nie miałem zbyt wiele możliwości, by zwiedzić miasto. Jestem tutaj dopiero tydzień i widziałem halę, drogę do niej, swoje mieszkanie oraz pobliski sklep. Za mną bardzo intensywne dni, mieliśmy po dwa treningi. Dlatego nie mogę zbyt wiele powiedzieć o Warszawie. Dlaczego zdecydował się pan na grę w polskiej lidze? - W mojej ocenie to trzecia najsilniejsza liga na świecie. Lepsze są może w Rosji i we Włoszech, chociaż patrząc na składy drużyn występujących w Polsce, to nie jestem tego pewien. Większość z nich spokojnie, by sobie poradziła w dwóch wymienionych. Bezsprzecznie najlepsza jest jednak atmosfera tutaj panująca. Hale praktycznie za każdym razem się zapełniają, zainteresowanie kibiców i mediów jest olbrzymie. Czego chcieć więcej? To zaszczyt grać w PlusLidze, dlatego nie miałem nawet chwili zawahania, jak przyszła taka propozycja. Zdążył pan już odpocząć po mistrzostwach Europy? - Niestety nie było po czym odpoczywać. Dla nas turniej zakończył się po trzech dniach. Długo analizowaliśmy naszą porażkę, bo inaczej o tym występie nie można mówić. Zdecydowanie wolałbym być tam do końca i szczęśliwy dotrzeć do Warszawy, Nie udało się i mam nadzieję, że wszystko zdołamy jeszcze skorygować do tego stopnia, że uda się awansować na igrzyska w Londynie. Winnych nie należy teraz szukać, lecz szybko wyciągnąć wnioski. Tym bardziej cieszę się, że gram w tak silnej lidze. Czego się pan zatem spodziewa po polskiej lidze? - Przede wszystkim zaciętych meczów. Mam nadzieję, że uda się pokazać Politechnice znacznie lepszą siatkówkę niż w Memoriale Ambroziaka. Nic nam nie wychodziło, nie wygraliśmy nawet seta. Zagraliśmy po prostu słabo. Przede wszystkim w przyjęciu, a potem nie potrafiliśmy postawić bloku. Niestety właśnie te elementy są bardzo ważne. Dlatego ponosiliśmy porażki. Orientuje się pan w ogóle w sytuacji w PlusLidze? Wie pan, kto w ostatnich latach zdobywał medale? - Oczywiście. I to wcale nie dlatego, że teraz też w niej występuję. Od kilku lat śledzę, co się dzieje na polskich parkietach. Doskonale wiem, że niepokonana jest PGE Skra Bełchatów i wszyscy czekają na moment, w którym w końcu zostanie zdetronizowana. Bardzo dobre zespoły są w Rzeszowie, Kędzierzynie-Koźlu, Jastrzębiu. Myślę, że w tym roku liga może być bardzo ciekawa. A co z Politechniką? Gdzie pan ją widzi w tej hierarchii? - Potrzebowalibyśmy bardzo dużo szczęścia, by nawiązać walkę z najlepszymi. Nie mamy tak silnego składu i jeśli zajmiemy, tak jak w zeszłym sezonie, piątą lokatę, będzie to bardzo duży sukces. Jak się pan dogaduje z zawodnikami i trenerem Radosławem Panasem? - Nie mam z tym żadnych problemów. Wszyscy bardzo dobrze mówią po angielsku, więc nie ma praktycznie żadnych barier językowych. Gorzej jest jak idę do sklepu i sprzedawczyni mnie o coś zapyta. Wtedy zdarzają się różne sytuacje, ale można sobie poradzić i wtedy. Zamierza pan się uczyć polskiego? - Z pewnością podstawowych zwrotów się nauczę. A kto wie? Może zostanę tu dłużej i wtedy na pewno intensywnie zabiorę się za przyswajanie języka. Już znam takie wyrazy jak: "dziękuję", "proszę", "dzień dobry", "do widzenia", "cześć". To jednak potwornie trudny język. Nie spodziewałem się, że aż tak. Zwłaszcza wymowa. Przyjechał pan do Warszawy z rodziną czy sam? - Jestem sam. Na razie tak zostanie. Do Niemiec nie jest daleko i na pewno, jeśli nadarzy się jakaś okazja, będę tam wracał na parę dni. W listopadzie jest też przerwa w rozgrywkach, więc może wówczas się wybiorę, by odwiedzić bliskich. Wszystko jednak zależy od trenera. W tej chwili najważniejsza jest siatkówka.