Andrzej Klemba, Interia: Mistrzostwa Europy w koszykówce zostaną rozegrane między innymi w Polsce. 16 lat temu zagrał pan w reprezentacji w Eurobaskecie, który też odbył się w naszym kraju. Przeszliście pierwszą fazę grupową, ale drugiej już się nie udało. Jak pan wspomina tamten turniej? Marcin Gortat: - Nie byliśmy nawet blisko takich reprezentacji jak Hiszpanii, Słowenii czy Serbii. To były ekipy kompletnie poza naszym zasięgiem. Dzisiaj z perspektywy czasu oczywiście każdy na to patrzy inaczej. Czy ja bym zrobił coś innego? Może jakieś elementy tak, ale to nawet nie ma sensu dziś analizować. Natomiast trzeba się zastanowić, czy od tego czasu zmieniła się polska koszykówka, czy szkolenie weszło na wyższy poziom. Niestety, jak to wielu piłkarzy mówi, Europa gdzieś odjechała Polsce w piłce nożnej. To o nas trzeba powiedzieć, że Europa wymazała nas z koszykówki. Od 30 czy 40 lat nic w tym sporcie na lepsze się u nas nie zmieniło. Dlatego módlmy się, żeby ten Eurobasket nie zakończył się klęską. Oby chłopaki wyszli i zagrali jak najlepsze spotkania. Grupa będzie bardzo, bardzo trudna. Ćwierćfinał mistrzostwa świata w 2019 roku czy czwarte miejsce w mistrzostwach Europy trzy lata temu nie ruszyły z posad polskiej koszykówki? Z niedowierzaniem patrzyłem, jak reprezentacja znalazła się w najlepszej ósemce świata. - Te mistrzostwa to był turniej życia dla wielu zawodników. Zagrali bardzo dobrze pod wieloma względami. Pewne rzeczy nam się poukładały, ale na koniec dnia, czy ten turniej coś zmienił? Nie, kompletnie nic. Wręcz dał pożywkę osobom, które dzisiaj prowadzą polską koszykówkę, że dalej przy niej zostali. I dalej udawali, że wszystko jest dobrze. Tymczasem jest katastrofa. W eliminacjach do Eurobasketu Polacy przegrali pięć z sześciu spotkań - raz z Estonią, a dwukrotnie z Macedonią i Litwą. - Trener pewnie miał gdzieś z tyłu głowy, że mamy awans na turniej zagwarantowany jako jeden z gospodarzy i spokojnie możemy sobie próbować różnych rozwiązań. Nie należy rozpatrywać tych meczów szczególnie. Za to Eurobasket będzie sprawdzianem, tam już nie ma pola na próbowanie. Powinni zagrać zawodnicy, którzy po prostu najlepiej grają w koszykówkę. Francja, Belgia, Słowenia, Izrael i Islandia to rywale Polaków. Będziemy walczyć o czwarte miejsce, ostatnie dające awans do fazy pucharowej? - Myślę, że to bardzo optymistyczne i rozsądne myślenie. Jeżeli ja to powtórzę, że walczymy o czwarte miejsce, to powiedzą, że jestem hejterem. Ale uważam, że tak. Walczymy o czwarte miejsce. Będzie szokiem i zaskoczeniem, jeżeli wyjdziemy z wyższej pozycji. Zacznijmy od pierwszego zwycięstwa. Sprawmy, żebyśmy mieli chociaż jedną wygraną. Myślmy o tym jednym meczu, o jednym zwycięstwie, a dopiero potem o kolejnych. Polscy kibice koszykówki zobaczą gwiazdy NBA kilku Francuzów czy też Słoweńca Lukę Doncicia. - To jest duża szansa dla całego środowiska koszykarskiego, żeby zobaczyć topowych zawodników na świecie. Wolałbym jednak oglądać ich na parkietach NBA, a nie w wydaniu, kiedy nas biją. To jest ta różnica. Obecność Jeremiego Sochana w polskiej kadrze może dużo zmienić? - Patrząc na jego sezon w NBA, Eurobasket to przede wszystkim duża szansa dla niego, żeby zagrać w innej roli. Być graczem, na którym jest większa odpowiedzialność, być może będzie w stanie troszkę więcej pokazać na pakiecie i się rozwinąć. Nie kładłbym szczególnie dużej presji na Jeremiego, że dzięki jego przyjazdowi coś się odmieni w naszej reprezentacji o 180 stopni. Oczywiście jego obecność w składzie będzie miała duży wpływ, ale sam meczu ze Słowenią czy Francją nie wygra. Dlatego powtarzam, nie pompujmy balonika. Fajnie będzie zobaczyć Jeremiego w reprezentacji walczącego, ale zacznijmy od pierwszego zwycięstwa. On ma dopiero 22 lata i może już być liderem? - Lider nie jest namaszczony, lider staje się liderem na pakiecie, jeżeli weźmie to po prostu w swoje ręce.