Złoci medaliści ze Stambułu przylecieli do stolicy z prawie dwugodzinnym opóźnieniem. Potem przejechali przez miasto odkrytym autobusem. Następnie przy placu Defilad w obecności kilku tysięcy kibiców wzięli udział w fetowaniu sukcesu. A na koniec przyszła jeszcze konferencja. Gruszka, który na tych mistrzostwach zmienił pozycję z przyjmującego na atakującego (kiedyś jednak już na tej pozycji grał), był najbardziej rozrywany przez media. - Cieszę się, że mogłem być ważną częścią zespołu. Wierzyliśmy w medal. W złoty niekoniecznie. Ale jak wszystko zaczęło się układać, to zaczęliśmy liczyć na mistrzostwo. Zwątpienia nie było nawet przez chwilę. W finale uznaliśmy, że musimy sprężyć się bardziej niż zwykle. Francuzi nie chcieli oddać żadnej piłki. Dlatego wygrali półfinał z Rosjanami. Nie chcieli w ogóle odpuścić - kręcił głową najstarszy w zespole, 32-letni zawodnik. Po finałowym spotkaniu siatkarze niemal nie zmrużyli oka. - Trzeba było poświętować. Jak? Normalnie. Tak jak się świętuje. Nie spaliśmy. Może w samolocie przez pół godzinki. I cały czas świętujemy - powiedział. Zapytany o to, jaką radę mistrz Europy dałby naszym piłkarzom, by wreszcie zaczęli wygrywać odparł: - W kabaretach mówią: kopać i do przodu. Ja tam piłką tak bardzo się nie interesuję. Najważniejsze, żeby zbudować zespół. Umiejętności polscy piłkarze mają. Ale rzecz w tym, by kilkunastu ludzi mocno chciało tego samego. Czytaj także: Królewskie przywitanie siatkarzy na Okęciu Droga Orłów do złotego medalu Daniel Castellani: Twórca sukcesu Gruszka MVP! Zagumny najlepszym rozgrywającym! Castellani: Jeszcze jestem w chmurach Siatkarze: Nerwy ze stali na wagę złota Tureckie złoto lepsze od japońskiego srebra