Włodarczyk i Balski już mają względny spokój, bo od kilku dni nie muszą spekulować na temat daty swojej potyczki, mając w tej kwestii pełny komfort przygotowań. Polsko-polskie starcie odbędzie się 25 maja w Kaliszu, a zatem w mieście rodzinnym Balskiego, który ma spore szanse, aby odnieść najcenniejsze zwycięstwo w karierze. Dla rutynowanego "Diablo" Włodarczyka to nie pierwszyzna. Już dwukrotnie był mistrzem świata, z tym że w kategorii junior ciężkiej, a walka z rodakiem będzie jego 14. starciem o najwyższą stawkę. Różnica polega jednak na tym, że 43-latek zapewne staje przed ostatnią szansą, by efektownie zwieńczyć swoją bardzo udaną karierę. Z kolei dla Balskiego wygrana będzie wielkim impulsem, by wznieść swoją karierę na nieobecny wcześniej poziom. Michał Cieślak ma problem. Arabia Saudyjska rozdaje karty. Do unifikacji? W Hamburgu zapadło także inne rozstrzygnięcie, które - jak się wydawało - wyprowadza na drogę szybkiego ruchu także Michała Cieślaka, byłego mistrza Europy, dwukrotnego pretendenta do pasa mistrza świata. Dzięki zręczności przy negocjacyjnym stole ogłoszono, że 35-latek zmierzy się z Argentyńczykiem Yamilem Peraltą, a stawką walki będzie tytuł mistrza świata interim federacji WBC w kategorii junior ciężkiej. Informację, prosto zza naszej zachodniej granicy, przekazywał obecny na miejscu promotor polskich zawodników, Andrzej Wasilewski. Sytuacja jednak mocno się skomplikowała... Wprawdzie na tej samej konwencji władze WBC wykonały kluczowy ruch względem reprezentanta Szwecji Badou Jacka, awansując go z pozycji mistrza w zawieszeniu na status pełnoprawnego czempiona, ale to jeszcze względnie niczego nie rujnowało. Wydarzeniami czasami jednak rządzą przypadki, na co zwraca uwagę Wasilewski, opowiadając o spotkaniu "last minute" w Londynie pod koniec lutego, gdzie Badou osobiście spotkał się z obecnie najważniejszym rozgrywającym w światowym boksie - Saudyjczykiem Turkim Alalshikhem. I cała układanka zaczęła się rozsypywać. - Problem jest taki, że teraz wszyscy czekamy, co wydarzy się z największymi pasami. I niestety wpadliśmy w taką sytuację, z Michałem Cieślakiem i Mateuszem Masternakiem, iż pozostaje nam czekać, co stanie się w Arabii Saudyjskiej. Niestety, ale na Bliskim Wschodzie zorientowali się, że walki w kategorii cruiser są bardzo fajne, bo chłopaki są duzi, więc mamy dramaturgię siły ciosu i potężnych mężczyzn, a z drugiej strony fajną technikę i większą szybkość niż u niektórych zawodników w wadze ciężkiej. I niestety, zdaje się, celem będzie doprowadzenie do unifikacji... - mówi w rozmowie z Interią Andrzej Wasilewski, promotorski gracz numer jeden w polskim boksie zawodowym. Jeśli w zaledwie kilku zdaniach trzykrotnie pada słowo "niestety", to znaczy, że materia jest bardzo wymagająca. Ale po kolei... Właściwie przesądzona jest walka mistrzowska Badou Jacka z obowiązkowym pretendentem z ramienia WBC, Kanadyjczykiem Ryanem Rozickim. Do zakontraktowanego na 12 rund pojedynku ma dojść 3 maja w Rijadzie. W teorii, ktoś powie, przecież to w niczym nie blokuje możliwości, by Cieślak stanął w szranki z Peraltą o tymczasowe mistrzostwo świata. Tyle tylko, że tutaj pojawiają się kolejne elementy większej układanki. Australijczyk Jai Opetaia, czempion z ramienia IBF, dziesięć dni później stoczy dobrowolną obronę, ale wszyscy już coraz bardziej ostrzą sobie zęby na jesienną unifikację. Niepokonany as z antypodów miałby skonfrontować się z posiadaczem dwóch pozostałych prestiżowych pasów (WBO i WBA), a więc Meksykaninem Gilberto Ramirezem. Finałem tego wszystkiego ma być już pełna unifikacja, do której dojdzie - w jakimś przybliżeniu - w pierwszej połowie 2026 roku. Krótko mówiąc - co z tego, że Cieślak jest bardzo wysoko w rankingach, a wysoko stoją także akcje Masternaka, skoro wszystkie pasy w kategorii cruiser są zablokowane. I, co gorsza, taka sytuacja potrwa jeszcze pewnie około roku. Co zatem robić? Z jednej strony nie powinno być wątpliwości, że Cieślak powinien zmierzyć się z Peraltą. Ale to wszystko jest proste tylko w teorii. Zawiłość procesów, od których zależy ostateczna decyzja, tłumaczy nam szef grupy KnockOut Promotions. Mateusz Masternak też w potrzasku. "To nie szczyt marzeń, ale..." Szkopuł w tym, że Michał Cieślak za kilkanaście dni wkroczy w 36. rok życia, a przy tym nie ukrywa, że boks zawodowy już wystawił mu niemałą cenę, gdy chodzi o zdrowie organizmu. Zatem czasu na to, by stać w blokach startowych, nie ma dużo. I z tego wszyscy zdają sobie sprawę. - W optymalnym scenariuszu może za kilka dni będziemy mądrzejsi, a może potrzeba jeszcze paru tygodni. Na pewno wkrótce trzeba będzie podjąć kierunkową decyzję - nie pozostawia wątpliwości opiekun kariery czołowego polskiego pięściarza. Jest jeszcze jedna opcja, o której Interia dowiedziała się z innego źródła, proszącego o dyskrecję. Okazuje się, że być może promotorzy Cieślaka pójdą inną ścieżką. Mówiąc wprost, w grę wchodzi inny rywal, którego nazwisko umożliwiłoby - patrząc kategoriami biznesowymi - lepiej "sprzedać" taki pojedynek. Do sfinansowania takiego przedsięwzięcia, gdyby odbyło się nad Wisłą, potrzebne są też telewizje zagraniczne. Natomiast nazwisko "Peralta" z trudem ma otwierać takie drzwi. W podobne sidła wpadł nieco starszy, niespełna 38-letni Masternak, wojujący w tej samej dywizji. Zablokowanie pasów oznacza, że również niedawny pretendent do pasa może być wielce niepocieszony. W jego przypadku na stole leży starcie o tytuł mistrza Europy, ale tu także pojawiają się dylematy. Wasilewski właściwie jest podobnego zdania, co jego podopieczny, że gdyby polska strona przejęła organizację walki z Leonardo Mosquea (16-0, 9 KO), to obóz Francuza z dużą dozą prawdopodobieństwa zwakowałby pas. - Myślę, że to sprawdzimy, jesteśmy blisko tej opcji, bo coś trzeba robić - zaznaczył Wasilewski. I dodał, dlaczego warto by było, aby "Master" ponownie spróbował zostać mistrzem Starego Kontynentu. - W przypadku Mateusza nie jest to szczyt marzeń, natomiast bardzo możliwe, że taka walka byłaby mu potrzebna nawet po to, by się zmobilizować do przygotowań. Ostatnia walka średnio poszła, inna sprawa że przeciwnik był koszmarny do boksowania. Natomiast zawodnikom nawet tak świetnym, jak Mateusz, ciężej nie tyle nawet o fizyczną, co psychiczną motywację. Musi być jakieś wyzwanie, dlatego ta walka mogłaby spełnić taką rolę - zaznaczył. Wasilewski podkreśla, że nie został tutaj popełniony żaden błąd promotorski i szczerze współczuje Cieślakowi oraz Masternakowi, iż z punktu widzenia ich ambicji sportowych zaistniała tak pechowa sytuacja. - Zręczność promotorska nie ma tu żadnego znaczenie, bo istnieją czynniki zewnętrzne, które uniemożliwiają rozwinięcie moich talentów promotorskich. Gdybyśmy mieli tytuł, to mógłbym próbować wykazać się, że jestem porządnym promotorem, świetnie negocjującym z Arabami nazwiska lub pieniądze, albo to i to jednocześnie. Jednak mamy tego pecha, że w tym momencie jesteśmy pretendentem. Jesteśmy wysoko, ale nie mamy pasa w ręku. A wcześniej, gdy Cieślak miał pas w posiadaniu, to z kolei nie było żadnych ofert - rozkłada ręce. Jakieś ruchy trzeba będzie wykonać, które promotor tak określa obrazowo: - Nie z naszej winy stoimy w miejscu, ale też rozumiemy, że chłopaki przebierają nogami, zwłaszcza że nie są młodzieniaszkami. Więc jeśli nie można wejść na Kilimandżaro, to chociaż wejdźmy na jakiś pośredni szczyt. Swoją drogą, to jest w ogóle fajne, że w przypadku takich zawodników możemy mówić w ten sposób o tytule mistrza Europy. Artur Gac Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz: artur.gac@firma.interia.pl