Piłkarze Barcelony stanęli naprzeciw rywala, który w bieżącej edycji Ligi Mistrzów przegrał wszystkie trzy wcześniejsze spotkania i legitymował się bramkowym bilansem 1:11. W dodatku chodziło o drużynę, która po raz ostatni wygrała z "Dumą Katalonii" w latach 60. ubiegłego wieku. Pytania o faworyta potyczki nikt zatem nie stawiał. Tymczasem już w 4. minucie piłka znalazła się w bramce wicemistrzów Hiszpanii. Do siatki trafił Cherif Ndiaye, ale jego radość nie trwała długo. Po analizie VAR arbiter bramki nie uznał, odgwizdując ofsajd. Legenda przyjechała podglądać Lewandowskiego. Wyjątkowy gość na meczu Polaka Lewandowski poluje na 100. gola w Lidze Mistrzów. Raz, dwa... i wchodzi Flick Po niespełna kwadransie było już 0:1. Z rzutu wolnego centrował Raphinha, a głową nie do obrony uderzył po koźle Inigo Martinez. To miał być początek kanonady w wykonaniu rozpędzonej w tym sezonie "Blaugrany". Niedługo potem Raphinha postraszył gospodarzy, trafiając w słupek z rzutu rożnego. Ale po kilku kolejnych minutach niespodziewanie zrobiło się 1:1. Twarzą w twarz z Inakim Peną stanął Silas i przytomną podcinką doprowadził do wyrównania. Linię spalonego złamał w tej sytuacji ustawiony na lewej obronie Gerard Martin. Mimo zdecydowanej przewagi Barcelony wydawało się, że pierwsza odsłona zakończy się remisem. O korektę rezultatu krótko przed przerwą pokusił się jednak Robert Lewandowski. Znalazł się w odpowiednim miejscu i czasie - piłka trafiła po strzale Raphinhi w słupek, wróciła w pole gry za plecami Marko Ilicia, a Polak tylko dostawił nogę. W tym momencie "Lewy" miał na koncie 18 bramek w 16 oficjalnych spotkaniach tego sezonu. I co ważniejsze - 98. trafień w Lidze Mistrzów. Setka, o której wszyscy mówili już kilka dni przed meczem, miała pęknąć jeszcze w Belgradzie. Początek drugiej połowy pokazał, że polski snajper nie myśli o niczym innym. Najpierw uderzył głową w światło bramki, potem fatalnie przestrzelił w dogodnej sytuacji z kilku metrów. Ale kiedy przyszła 53. minuta - trafił. Zamknął idealnie podanie Julesa Kounde i mieliśmy już 1:3. Piłkarze Crvenej Zvezdy nie zdołali przegrupować szyków i po chwili otrzymali kolejny cios. Tym razem bezwzględny okazał się świetnie dysponowany w ostatnich tygodniach Raphinha. Uderzył perfekcyjnie po ziemi sprzed pola karnego (druga asysta Kounde) i stało się jasne, że będziemy świadkami pogromu. Kwadrans przed końcem piąta bramkę dla Katalończyków zdobył wprowadzony z ławki rezerwowych Fermin Lopez. Wynik meczu na 2:5 ustalił z kolei Felicio Milson. W 78. minucie Hansi Flick zdjął z murawy Lewandowskiego, co oznaczało, że historycznego hat-tricka w wykonaniu Polaka nie będzie. Na gola nr 100 w Champions League będzie musiał zatem poczekać przynajmniej do 26 listopada. Tego dnia lider La Liga zmierzy się na swoim terenie z francuskim Stade Brest.