W czwartek odbył się zarząd PZPN, na którym członkowie najwyższych władz związku poznali pikantne szczegóły z Mundialu w Katarze. To opowieść, jak z "Baśni o Tysiącu i Jednej nocy", arcydziele literatury światowej... Konflikt między Michniewiczem a Kwiatkowskim "Hamuj" - szepnął do Jakuba Kwiatkowkiego jeden z członków zarządu PZPN, gdy ten z purpurową twarzą, wpadł na mównicę podczas posiedzenia zarządu. "Kwiatek" postanowił nie hamować. Wiedział, że to walka o być albo nie być. Dla Michniewicza być oznaczało "nie być dla Kwiatkowskiego". Dla Kwiatkowskiego być, oznaczało - najprawdopodobniej - "nie być dla Michniewicza". Najpierw było godzinne spotkanie z Czesławem Michniewiczem. Trener awans do 1/8 finału mundialu intepretował jako sukces. Bo to niewątpliwie sukces, ale przykryty sposobem grania, awanturami z dziennikarzami, hasłami w rodzaju "innych statystyk nie uznaję", czy "jadłeś musztardę na śniadanie". Awans do 1/8 finału MŚ przykryty został również awanturą o premię, która z czasem została określona mianem "wirtualnej". Prezes i właściciel Legii, Dariusz Mioduski zapytał Michniewicza wprost, czy Mariusz Chłopik pośredniczył w kwestii premii. Chłopik pracuje aktualnie w zarządzie Legia Training Center, a jego nazwisko pojawiło się w kilku publikacjach. "Mariusz Chłopik nie miał nic wspólnego z premiami" - zaznaczył Michniewicz. I przyznał, że sam kontaktował się z premierem RP w tej sprawie. To dlatego Mateusz Morawiecki w filmiku "Na łączy nas piłka" powiedział w obecności piłkarzy: "Ja mogę tylko powiedzieć, że wierzę w was. Że będziecie dawali z siebie wszystko, a my tu z panem trenerem zapewnimy - jak się uda - żeby była naprawdę bardzo dobra nagroda". Gdy wydawało się, że sprawa premii została zamknięta, Michniewicz w czwartek z całą mocą zaatakował Kwiatkowskiego. "Nie miałem żadnego wsparcia" - mówił na posiedzeniu zarządu. "Brakowało nawet właściwej organizacji" - pomstował. I puentował: "Był sukces, ale popełniony został błąd w komunikacji". Gdy padały kolejne kwestie z ust selekcjonera, można przypuszczać, że dość szybko rozchodziły się po biurze przy Bitwy Warszawskiej 1920 roku. Co ciekawe Kwiatkowski nie uczestniczył w posiedzeniu zarządu. Paweł Wojtala - szef wielkopolskiego związku - zaproponował doproszenie rzecznika prasowego na zarząd. Cezary Kulesza zapalił się do tego pomysłu, mimo że próbowali to storpedować wiceprezes ds. organizacyjno-finansowych, Henryk Kula i szef pomorskiego związku, Radosław Michalski. "Odłóżmy tę sprawę, nie ma potrzeby, aby doszło do konfrontacji" - argumentował Michalski. I do bezpośredniej konfrontacji nie doszło, bo zanim pojawił się Kwiatkowski, Michniewicz opuścił posiedzenie zarządu i udał się w podróż do Gdyni. Jakże świetnie w ostatnim czasie poznał lotnisko Okęcie w Warszawie imienia Fryderyka Chopina i port lotniczy imienia Lecha Wałęsy w Gdańsku. Gdy Michniewicz udał się w drogę powrotną do Gdyni, Kwiatkowski wręcz kipiał na mównicy. "Przecież w ostatnim czasie odbyło się ponad 20 konferencji prasowych, jeśli chodzi o drużynę narodową" - relacjonował Kwiatkowski. I dodał: "Michniewicz najchętniej brałby udział w każdej możliwej". Trzeba przyznać, że wcześniej wyczuwało się raczej jeden front ze strony Kwiatkowskiego i Michniewicza. Selekcjoner był zgryźliwy, a Kwiatkowski blokował niewygodne pytania. Pytanie, co zaszło między nimi w ciągu ostatnich kilkunastu dni? Dodajmy, że kwestia komunikacji wcale nie była kluczowa, jeśli chodzi o narrację Kwiatkowskiego. "O wpół do trzeciej nad ranem w Katarze po meczu Argentyna - Polska doszło do wezwania przez Czesława Michniewicza liderów drużyny. Miałem wrażenie, że kapitan zespołu Robert Lewandowski był zażenowany tą sytuacją" - mówił Kwiatkowski, opowiadając, co działo się w "Ezdan Hotel Palace" w Al-Dausze w nocy z 30 listopada na 1 grudnia. I dodał: "To właśnie w tym momencie asystent Michniewicza, Kamil Potrykus został zobowiązany do zbierania numerów kont piłkarzy, aby przelew premii nastąpił jak najszybciej". Aż się wierzyć nie chce, że miałoby to nastąpić między meczami z Argentyną - ostatnim w grupie i z Francją, tym w 1/8 finału. Kwiatkowski był tak konkretny w swojej narracji, że członkowie zarządu oniemieli. Czy powstaje protokół z takiego zebrania? - To, że powstaje protokół to jedno, ale takie posiedzenie zarządu jest też nagrywane. Każde słowo, które tam padło, zostało utrwalone - mówi jeden z uczestników. Prezes Kulesza może wrócić do każdego zdania, aby przeanalizować choćby wypowiedź na temat kulis spotkania kadry z premierem - 17 listopada, tuż przed wylotem do Kataru. Okazuje się, że Michniewicz "nie poinformował o nim prezesa PZPN w natłoku zajęć przed wylotem". Jednak komunikacja między kancelarią Premiera RP a PZPN-em trwała od 15 listopada. Przecież nad każdą wizytą szefa rządu w miejscu publicznym czuwa Służba Ochrony Państwa. Więc to jakieś totalne zamieszanie komunikacyjne w Polskim Związku Piłki Nożnej. Duże nazwisko trenerskie nie będzie problemem dla PZPN Kulesza odleciał do Kataru na finał Mundialu, zaproszony przez szefa FIFA, Gianniego Infantino. Wraca do miejsca, skąd przyleciał 5 grudnia. Wtedy jeszcze nie wiedział, że przez następne kilkanaście dni będzie trwała medialna batalia o wiedzę na temat funkcjonowania drużyny na Mundialu. Co ciekawe, jakiekolwiek wnioski boiskowe zeszły na dalszy plan wobec wydarzeń z nocy z 30 listopada na 1 grudnia. I z odprawy, która miała miejsce 3 grudnia, a więc dzień przed meczem z Francją. Najpierw miała miejsce odprawa meczowa, a później Michniewicz poprosił, aby zostali tylko sami zawodnicy. Chciał mieć jasność, co do podziału premii. 50 milionów złotych - taka była ostateczna wersja. Premier miał zaproponować 30 milionów, podobno trener od razu podbił do 40 milionów, a później sami piłkarze jeszcze domagali się 10 milionów więcej. "Nie było mowy o sumach" - przekonywał Michniewicz w studio TVP. Dodał: "Tylko o procentach". Piłkarze jednak na pewno mówili o sumach. 45 milionów dla zespołu, 5 milionów dla sztabu. Michniewicz chciał 10 milionów dla sztabu. Gdy na odprawie po odprawie - tej 3 grudnia - usłyszał od Lewandowskiego, że jednak dla sztabu będzie tylko 10 procent sumy ogólnej, rzucił: "To w takim razie ja i mój asystent rezygnujemy z udziału w tej premii". Relacjonował to Kurowskiemu, dodając: "I tak zdecyduje o tym premier". I Premier RP zdecydował - żadnej premii nie będzie. Jednak same dialogi toczone w Katarze, przeszły do legendy polskiej piłki. I zdanie z posiedzenia zarządu - Kuby Kwiatkowskiego "Wpół do trzeciej nad ranem..." - też już przeszło do historii. Piłkarze atak Michniewicza na Kwiatkowskiego - według moich źródeł - odebrali bardzo źle. Na grupie Whats App, w której komunikują się zawodnicy, wrze. Co postanowi Kulesza, dowiemy się w środę 21 grudnia. "Najpóźniej w czwartek, 22 grudnia" - słyszę z otoczenia prezesa PZPN. Uwaga na koniec. Duże nazwisko trenerskie nie powinno być problemem, gdyby szef związku się na takie rozwiązanie zdecydował. PZPN może się pochwalić rekordowym budżetem w historii - 359 milionów złotych. Za Grzegorza Laty ten budżet sięgał 80 milionów, bodaj w roku EURO 2012 - przy funduszach od UEFA - wzrósł do 120 milionów. W 2019 roku budżet największego związku sportowego w Polsce po raz pierwszy przekroczył 300 milionów złotych. Później - wyniku pandemii - obniżył się. Jednak Zbigniew Boniek zadbał o "poduszkę finansową", za którą zresztą był krytykowany. Odłożone środki przydały się jednak w trakcie pandemii. W kwietniu 2020 PZPN zaoferował tarczę finansową - prawie 120 milionów złotych, z czego aż 30 milionów trafiło do klubów Ekstraklasy. Teraz są potężne środki finansowe, aby ułożyć PZPN na nowych zasadach - jeśli chodzi o funkcjonowanie drużyny narodowej, czy szkolenie. Ktoś taki, jak Roberto Martinez - Hiszpan, który ponad sześć lat prowadził Belgię - absolutnie jest możliwy. Martinez był nie tylko selekcjonerem "Czerwonych Diabłów", ale i pełnił rolę dyrektora technicznego. W takiej roli mógłby się przydać i w Polsce. Pytanie, co zrobi Kulesza? "Tajemnica katarskiej nocy" do obejrzenia na kanale "Prawda Futbolu". Roman Kołtoń, "Prawda Futbolu"