Przypomnijmy, że sprawa ujrzała światło dzienne 27 sierpnia. Sportowcy tego samego dnia, zanim wiadomość przedostała się do mediów, otrzymali stosowny komunikat. Informacja została przekazana niezwłocznie po tym, jak Polska Agencja Antydopingowa otrzymała potwierdzenia z dwóch laboratoriów - w Warszawie i w Tokio.Pojawiło się podejrzenie stosowania bardzo poważnego środka dopingującego, w postaci EPO.Działania poprzedzające powiadomienie Ładosza o podejrzeniu naruszenia przepisów antydopingowych było oparte na długofalowym monitorowaniu sportowca przez POLADA i Międzynarodowy Komitet Paraolimpijski. Zaś w przypadku Polaka, zaangażowana też była Międzynarodowa Unia Kolarska (UCI). - Jeśli chodzi o pana Polaka, sprawa została przekazana przez POLADA do Międzynarodowej Unii Kolarskiej. Dalsze szczegóły postępowania nie są w tej chwili dla nas znane, ale pozostają do zweryfikowania bezpośrednio w UCI - przekazał Interii Michał Rynkowski, szef Polskiej Agencji Antydopingowej. Marcin Polak i Michał Ładosz w tarapatach. Michał Rynkowski zabrał głos Nasza krajowa instytucja prowadzi za to sprawę Ładosza. Jako jedną z desek ratunku sportowiec mógł poprosić o otwarcie próbki B, ale... - Pan Ładosz nie podjął decyzji o tym, żeby przeanalizować próbkę B. W związku z tym został sformułowany zarzut, który został przekazany zawodnikowi, a także panelowi dyscyplinarnemu - mówi Rynkowski. Obecnie trwa oczekiwanie na odpowiedź zawodnika na postawiony zarzut, a niebawem będzie upływał termin na jej złożenie. - Po tym, jak uzyskamy odpowiedź, sprawa zostanie rozpatrzona przez panel dyscyplinarny, który jest niezależnym organem dyscyplinarnym. A ponieważ mamy do czynienia z bardzo poważnym naruszeniem przepisów antydopingowych, polegającym na wykryciu substancji zabronionej w postaci erytropoetyny, zawodnikowi grożą cztery lata dyskwalifikacja - jasno stawia sprawę szef POLADA. Artur Gac