Studium klęski reprezentacji jest właściwie bardzo proste - marnowanie jednej szansy za drugą. Najpierw biało-czerwoni nie wykorzystali sposobności, jaką dawał terminarz. Grając mecz z Cyprem po spotkaniu Portugalczyków z Kosowem, wiedzieli jaką różnicę bramek gospodarze wypracowali w starciach z tymi przeciwnikami - 45. Wystarczyło wygrać z Cyprem różnicą nie 29 goli, a 35, co było bardzo realne, gdyby się podeszło do meczu od początku poważnie. Wtedy niedzielny remis z Portugalią byłby dla nas szczęśliwy. A kolejne szanse marnowaliśmy już w samym finale tego turnieju. Gospodarze okazali się, co nie było trudne do przewidzenia, zespołem w naszym zasięgu. Który tez robił błędy i to proste i to Polacy wykorzystywali. W drugiej połowie grając całkiem nieźle w obronie "Biało-Czerwoni" odwrócili losy meczu. O ile wcześniej przegrywali nawet czterema golami, to na początku drugiej połowy trafiając cztery razy z rzędu wyszli na prowadzenie 18-17. Za chwilę powiększyli je do dwóch goli i tak sytuacja trwała aż do 50. minuty, kiedy Polska prowadziła 23-21. I nastąpiła katastrofa. Najpierw szansy na odskoczenie na trzy gole nie wykorzystał Łukasz Gierak, który pobiegł do kontry po świetnym przechwycie Przemysława Krajewskiego, ale przegrał pojedynek z portugalskim bramkarzem. Ale jeszcze za chwilę było 24-22, ale już za moment remis po 24. W I wtedy w prosty sposób piłkę stracił Tomasz Gębala podając piłkę prosto w ręce stojącego metr od niego Duarte, swojego kolegi z płockiej Wisły i po bramce Borgesa Portugalia prowadziła 25-24. Za chwilę Kamil Syprzak z karnego trafił w słupek, a w rolę kata Polaków wcielił się płocczanin Duarte trafiając dwa razy z drugiej linii i dając swojej drużynie prowadzenie 27-25. Było 100 sekund do końca meczu i z drugiej linii błyskawicznie trafił Tomasz Gębala. W kolejnej akcji gospodarze zgubili piłkę i kontrę wykorzystał Kamil Krieger dodatkowo wyrzucając z boiska na dwie minuty rywala. Ale było tylko 37 sekund do końca meczu, a piłkę miała Portugalia. Po 8 sekundach jej trener poprosił o czas, a potem ustawieni w obronie Polacy nie byli w stanie odebrać rywalom piłki. Pięć sekund przed końcem jeden z Portugalczyków rzucił na bramkę tak, że piłka leciała długo w kierunku dachu hali w Povoa de Varzim - dokładnie tak, jak parę lat temu Bogdan Wenta mówił swoim zawodnikom: "bierzemy piłkę i wyp... w trybuny". Polacy nie zagrali z Portugalią źle, jak na siebie - to nawet nieźle, ale to było za mało. I najgorsze jest to, że zawodnicy wiedzieli, że muszą dać więcej, a jednak zabrakło im jakości i determinacji w dążeniu do celu. Zawiodły drobne rzeczy, detale, ale o tym też drużyna wiedziała, że to niuanse będą decydować o końcowym wyniku. Polska nie wystąpi na mistrzostwach świata w Niemczech, a najbliższe mecze o stawkę zagra... jesienią, w eliminacjach do mistrzostw Europy 2020, które odbędą się w Austrii, Norwegii i Szwecji. Wezmą w nich udział aż 32 zespoły, co oznacza, że brak kwalifikacji na turniej byłby dużą sztuką. Leszek Salva Portugalia - Polska 27-27 (15-13) Portugalia: Candeias, Figueira - Salina, Baptista, Barros, Branquinho 2, Cavalcanti, Duarte 6, Ferraz 1, Borges 4, Magalhaes, Martins 2, Portela 6, Rocha, Soares 3, Rui Silva 3. Polska: Wyszomirski, Morawski, Szmal - Krajewski 2, Nogowski, T. Gębala 6, Genda, Chrapkowski 4, Gierak 3, Przybylski 5, Krieger 1, Moryto 3 (2), Daszek 1, M. Gębala, Syprzak 2 (1), Walczak.