Awans Niemiec do olimpijskiego finału w Paryżu był sporą niespodzianka, choć to czołowy zespół na świecie. I w stolicy Francji już w fazie grupowej prezentował się bardzo dobrze. Tylko później w ćwierćfinale podopieczni Alfreda Gislasona dokonali sportowego cudu i w 10 sekund odrobili dwie bramki straty w meczu z Francją, doprowadzili do dogrywki. A później wygrali 35:34. Jedną bramkę pokonali też półfinale Hiszpanię, w grze o złoto zostali rozjechani jednak przez Danię. Wynik 39:26 mówi wszystko, już w pierwszej połowie giganci piłki ręcznej prowadzili różnicą 11 bramek. Trudno było się jednak spodziewać, by teraz - w połowie mistrzostw świata - różnica była równie duża. Dania rozkręca się zazwyczaj z meczu na mecz, tu grała też ze zwycięzcą "polskiej grupy". A Niemcy, choć nie imponowali, to jednak awansowali z kompletem punktów. I dość szybko zobaczyli, jak wielka różnica wciąż dzieli te ekipy. Powtórka olimpijskiego finału już w fazie grupowej mistrzostw świata. Niemcy znów bezradni w starciu z Danią Hala Jyske Bank Boxen w Herning wreszcie wypełniła się do ostatniego miejsca, atmosfera była kapitalna. Dania to specyficzny zespół, niemal wszystkie jej gwiazdy wyjeżdżają grać do Bundesligi, głównie do SC Flensburg-Handewitt, ewentualnie niektórzy zostają w Aalborgu, klubowym wicemistrzu Europy. Emil Nielsen, genialny bramkarz, jest tu wyjątkiem - reprezentuje Barcelonę. Jako całość Duńczycy prezentują się jednak fenomenalnie, widać to było we wtorek. Niemcy w całych spotkaniach w tych mistrzostwach tracili dotąd kolejno: 28 bramek (z Polską), 29 (ze Szwajcarią) i 22 (z Czechami). Dziś w Herning Duńczycy rzucili im w pierwszej połowie 24, a gdyby nie interwencja Andreasa Wolffa w ostatnich sekundach po rzucie Simona Pytlicka, byłoby ćwierć setki. Trudno znaleźć słowa, które opisałyby styl gry mistrzów olimpijskich. W ataku robili co tylko chcieli: Pytlick i Mathias Gidsel trafili wszystkie sześć swoich pierwszych prób. Swoje dodał Niclas Kirkeløkke, a gdy na boisko wszedł Rasmus Lauge, też zaimponował. Niemieccy bramkarze długo byli bezradni, dopiero Wolff coś wniósł do gry. W 10. minucie Dania wygrywała już 10:7, po kwadransie - 14:9. Jeden gol na 60 sekund, tuż przed przerwą - na 80: tak to wyglądało. Niemiecki zespół w ofensywie nie grał źle, ale też i rywale nie skupiali się jakoś specjalnie na obronie. Stąd i wysoki wynik do przerwy: 24:18. W drugiej połowie Danii nie zależało już na dalszym upokarzaniu reprezentacji Niemiec. Podopieczni Nikolaja Jacobsena zwolnili tempo gry, nie próbowali już szaleńczo rozprowadzać kontr, jak na początku. A i tak mieli pełną kontrolę nad wynikiem. Pięć, sześć, siedem bramek przewagi - tak to wyglądało. Można się było zastanawiać, czy Dania postara się o rzucenie 40 bramek? 47 razy trafiła na starcie mundialu Algierię, ale przecież nie ma nawet co porównywać wicemistrza Afryki do wicemistrza olimpijskiego. Podopiecznym Jacobsena jednak jakoś specjalnie się nie spieszyło, ale ta szansa się pojawiła, gdy na półtorej minuty przed końcem Thomas Arnoldsen trafił na 39:29. Po przechwycie Lasse Andersson pobiegł sam na sam z Wolffem, trafił w poprzeczkę. Piłkę przejął jednak Gidsel, a właściwie wskoczył w pole sześciu metrów. Tam ją jedną ręką złapał i wpakował do bramki. To było jego 10. trafienie, 40. drużyny. Skończyło się na 40:30. Pozostałe wyniki grupy 1: Szwajcaria - Tunezja 37:26 (20:11)Czechy - Włochy 18:25 (9:14) Dania - Niemcy 40:30 (24:18) Dania: Nielsen (3/17 - 18 proc.), Moller (9/25 - 36 proc.) - Gidsel 10, Pytlick 8, Lauge 5, Kirkelokke 4, Andersson 3, Jakobsen 3 (2/2 z karnych), Arnoldsen 2, Jorgensen 2, Saugstrup 2, Landin 1, Plogv A Hansen, Bergholt, Hald, Madsen. Kary: 4 minuty. Rzuty karne: 2/2. Niemcy: Späth (3/23 - 13 proc.), Wolff (6/25 - 24 proc.) - Köster 6, Kastening 6 (6/7 z karnych), Uscins 5, Witzke 5, Golla 2, Dahmke 2, Knorr 2, Zerbe 1, Grgic 1, Lichtlein, Mertens, Stutzke, Steinert, Fischer. Kary: 8 minut. Rzuty karne: 6/7.