Faza grupowa, zwana też eliminacyjną, dla niektórych drużyn zakończyła się w niedzielę, w tym dla reprezentacji Polski. Podopieczni Marcina Lijewskiego zdobyli zaledwie jeden punkt w potyczkach z Niemcami, Czechami i Szwajcarią - zajęli czwarte miejsce w grupie A. Wypadli z walki o medale, we wtorek zaczną rywalizację o 25. miejsce na mundialu, w najlepszym wypadku. Tak nisko jeszcze nie byli. O medale powalczą zaś inni, m.in. Słoweńcy czy Islandczycy. Ci pierwsi wielokrotnie na dużych imprezach zabierali nam wszelkie marzenia, choćby rok temu w mistrzostwach Europy w Berlinie czy dwa lata temu w mistrzostwach świata w Katowicach. Dziś trafili na swojego kata, choć przecież w starciu z Islandią wydawali się być faworytem. Nie przegrali z nią od 12 lat, a pamiętajmy - Słowenia to czwarty zespół turnieju olimpijskiego w Paryżu. Mistrzostwa świata. Bramkarze z polskiej ligi w starciu Islandii ze Słowenią. Koncert Viktora Hallgrimssona Mecz w Zagrzebiu miał dla jednych i drugich duże znaczenie, był też pierwszą poważną potyczką. Trudno za takie uznawać starcia z Wyspami Zielonego Przylądka czy Kubą, a wynik był przecież zabierany do tabeli w głównej części zmagań. Tam dojdą m.in. Chorwacja czy Egipt, do ćwierćfinału awansują tylko dwa zespoły. Islandia od początku grała dużo lepiej, ale miał też olbrzymi atut. Mowa o bramkarzu Orlenu Wisły Płocku Viktorze Hallgrimssonie - mający ponad 2 metry wzrostu bramkarz był w kosmicznej formie. I co ważniejsze, nie miał przestojów, cały czas utrzymywał ponad 50-procentową skuteczność, na tym poziomie niewyobrażalną. A nie były to pojedynki - często sam na sam - z amatorami. Borut Mačkovšek, Blaž Janc, Domen Makuc czy Aleks Vlah często byli doprowadzani do rozpaczy. Hallgrimsson w pierwszej połowie odbił 10 z 18 piłek, w całym meczu - 15. Do 50. minuty wciąż miał 50procenową skuteczność, później spadła, gdy jego koledzy już jednak, wysoko prowadząc, trochę odpuścili. Jedyny moment, w którym Słoweńcy próbowali coś zdziałać? Zaraz na samym początku, gdy przegrywali 2:5, a za chwilę Ýmir Örn Gislason z czystej pozycji trafił centralnie w twarz Klemena Ferlina. Bramkarz Industrii Kielce padł na boisko, nie mógł się otrząsnąć. Grał jeszcze 10 minut, ale bez dobrych efektów. Słoweńy doprowadzili do stanu 4:5, ale później byli karceni kontrami przez Wyspiarzy. Popełniali masę błędów, 8 w 20 minut, to musiało się zemścić. Nie pomogły dwie przerwy byłego asa Industrii Uroša Zormana, a dziś selekcjonera Słoweńców. W 21. minucie Islandia prowadziła 11:4, pierwszą połowę wygrała 14:8. W drugiej zaś wciąż robiła co chciała, szalał w bramce Hallgrimsson. Gdy w 44. minucie Viggó Kristjansson rzucił przez całe boisko do pustej bramki Islandia wygrywała już 19:10. Tu się nic nie mogło zmienić. I nie zmieniło, choć ostatnie 10 minut Słoweńcy, w składzie których był też Miha Zarabec z Płocka, wygrali 5:3. Całe spotkanie przegrali 18:23, są więc pod ścianą. Muszą wygrać z Chorwacją i Egiptem by myśleć o grze w ćwierćfinale.