ME w piłce ręcznej: Polska - Białoruś 31-30
Po dramatycznej końcówce meczu "Biało-czerwoni" wyszarpali zwycięstwo 31-30 (14-13) nad Białorusią w duńskim Aarhus, rozpoczynając w ten sposób walkę o awans do półfinału mistrzostw Europy w piłce ręcznej mężczyzn. Był to pierwszy mecz Polaków w drugiej fazie mistrzostw.

Układ meczów w grupie II fazy głównej ułożył się dla Polaków tak, że zaczynali zmagania od przeciwnika teoretycznie najsłabszego, czyli Białorusi. Potem będą grać ze Szwecją, z którą o punkty będzie szalenie trudno, a na koniec będący niemal poza zasięgiem Chorwaci. Niemal, bo już pierwsza faza turnieju pokazała, że "Biało-czerwoni" z przeciętnymi Serbami zagrali źle i przegrali, a z fantastyczną Francją grali jak równy z równym. Do logiki tego turnieju pasowałoby nie liczyć na polskie fajerwerki z Bialorusią, ale po dwa punkty zespół Michaela Bieglera powinien sięgnąć.
I tak też to spotkanie wyglądało. Szybkie wyjście na dwubramkowe prowadzenie dawało nadzieję, że nie będzie nerwówki. Ale od stanu 4-2 w 7. minucie zaraz zrobiło się 4-6. Zagadka, kto trafił dla Białorusinów, jest zbyt łatwa nawet dla pięciolatka. Siergiej Rutenka. W I połowie jego zespół zdobył 13 goli. Przy dziewięciu z nich bezpośredni udział miał gracz Barcelony! A to i tak rachunki pobieżne, bo trudno liczyć zasłony, blokowanie przeciwnika i podobne techniczne szczegóły.
Reszta zespołu Białorusi tak odstaje od swojego gwiazdora, że oglądanie ich w akcji nie należy do przyjemności. A mimo to, Polacy z trudem utrzymywali prowadzenie. Najwyżej wygrywali tuż przed przerwą 13-10, ale i tak to roztrwonili. W pierwszej połowie udało się przeprowadzić kilka składnych akcji, trafił z przygotowanej pozycji Karol Bielecki, kilka razy piłka wędrowała do skrzydłowych albo kołowego. Przyzwoita obrona dała też kilka kontr. Nie radziła sobie tylko z Rutenką, ale z nim nie radzi sobie większość drużyn na świecie.
Inaczej niż w poprzednich meczach Polacy źle zaczęli drugą połowę. W 34. minucie było 14-16, ale kolejny zryw znów wyprowadził nas na prowadzenie. Kilak rzutów odbił debiutujący w turnieju drugi bramkarz Piotr Wyszomirski, znakomicie spisywał się Mariusz Jurkiewicz. Prowadzenie wróciło tylko na chwilę. Kwadrans przed końcem przegrywaliśmy już trzema trafieniami, ale nadzieję podtrzymywały skutecznie kończone kontry przez Patryka Kuchczyńskiego czy Adama Wiśniewskiego. Swoje odbijał w bramce Szmal, między innymi zatrzymując w karnym samego Rutenkę. Ostatnie dziesięć minut było jednak tragiczne. Białorusini odskoczyli na cztery gole (55., 25-29) i trzeba było naprawdę wiary w cud, by odwrócić losy meczu.
Polska - Białoruś 31-30 na ME piłkarzy ręcznych. Galeria
I cud się stał! Wściekła, szalona i chyba w dużej mierze improwizowana polska obrona robiła co mogła, by Białorusini (czytaj Rutenka) nie zdobyli gola. W ataku też improwizacja i równie skuteczna. Trafia z karnego Bartosz Jurecki, a jego brat Michał za chwilę w kontrze po przechwycie Lijewskiego zmniejsza straty dwóch goli (27-29). Dwie minuty i 45 sekund przed końcem Białorusini wykorzystują rzut karny (Brouka) i jest 27-30. Mamy jakieś 150 sekund, by odrobić trzy bramki, a czterech goli potrzebujemy do zwycięstwa.
Takie sytuacje zdarzają się niezwykle rzadko, nie od święta, nie od wielkiego dzwonu. To było jak kometa Halley-a, która pojawia się na niebie raz na kilkadziesiąt lat. Najpierw rozgrywający bardzo dobre spotklanie Mariusz Jurkiewicz wchodzi w dziurę na środku białoruskiej obrony i jest 28-30. Zostaje 2 minuty 15 sekund. Dmitrij Nikulenkow traci piłkę, a karnego zarabia Kuczyczyński. Z siedmiu metrów trafia Bartosz Jurecki i jest 29-30 i mamy 110 sekund, ale Białoruś ma piłkę. Remis zaczyna być realny, ale wygrana?!
Dima Nikulenkow, przez kilka lat zawodnik Vive Kielce, znów popełnia błąd w ataku, piłkę zbiera Lijewski, podaje do Kuchczyńskiego, który kończy kontrę. Jest remis 30-30! Zostały 44 sekundy meczu, ale znów przeciwnik ma piłkę. Teraz z pomocą przychodzi Dimitry Kamyszyk - wybiera się z rzutem z ósmego metra, który zostaje łatwo zablokowany, a Białorusin tak chciał odzyskać piłkę, że dostaje jeszcze dwie minuty. Mamy osiem sekund na przeprowadzenie akcji: Szmal do Wiśniewskiego, ten do Jurkiewicza i dwie sekundy przed końcem "Kaczka" zdobywa gola na wagę zwycięstwa!
Polska wygrywa z Białorusią 31-30 i ma na koncie cztery punkty w grupie II fazy głównej. We wtorek gramy ze Szwecją, w środę z Chorwacją.
Leszek Salva, Aarhus
W drugim niedzielnym meczu Szwecja wygrała 29-27 (20-13) z Rosją. Do przerwy Rosjanie byli gorsi od Szwedów o siedem goli. Jednak w 55. minucie, po sześciu trafieniach z rzędu, wyszli na prowadzenie 26-25. Końcówka należała jednak do ekipy "Trzech Koron", która we wtorek będzie rywalem zespołu trener Michaela Bieglera.
W wieczornym pojedynku mistrzów olimpijskich z brązowymi medalistami ostatnich igrzysk Francja pokonała 27-25 (18-17) Chorwatów.
"Trójkolorowi" z sześcioma punktami przewodzą grupie II. Po cztery punkty mają Chorwacja, Szwecja i Polska. Bez punktów są Rosja i Białoruś.
Do półfinału awansują dwie najlepsze drużyny z grupy.
Polska - Białoruś 31-30 (14-13)
Polska: Sławomir Szmal, Piotr Wyszomirski - Bartłomiej Jaszka, Krzysztof Lijewski 5, Patryk Kuchczyński 6, Karol Bielecki 1, Adam Wiśniewski 2, Bartosz Jurecki 5, Michał Jurecki 1 , Piotr Grabarczyk, Mariusz Jurkiewicz 8 , Kamil Syprzak 1, Jakub Łucak 2, Przemysław Krajewski, Piotr Chrapkowski
Białoruś: Kazimir Kotlinski, Witalij Charapienka - Iwan Brouka 3, Maksim Babiczew 4, Wiktar Zajcau, Dimitrij Kamyszyk 2, Aleh Astraszapkin, Siarhiej Rutenka 9, Dzianis Rutenka 4, Dimitrij Nikulenkau 4, Siarhiej Szylowicz 4, Michaił Niażura, Dzmitry Czystabajeu, Witalij Charapienka, Maksim Baranau, Jewgienij Siemionow.
Więcej na ten temat
Zobacz także
- Polecane
- Dziś w Interii
- Rekomendacje