Sensacyjne 30 minut Polek, ale co się stało później? Słowa Magdy Balsam tak wiele mówią
Po 17 minutach meczu Polski z Francją chyba niewiele kibiców było w stanie uwierzyć w to, co działo się na parkiecie Maaspoort Areny w 's-Hertogenbosch. Tak świetnie, niemal bezbłędnie grał nasz zespół. I dobrze było jeszcze do końca pierwszej połowy, a nawet na początku drugiej. A skończyło się na pogromie. Bardzo wymowne są tu słowa liderki ofensywy w polskim zespole Magdy Balsam, skutecznej do samego końca. Słowa tak bardzo obnażające to, co dzieje się z tą drużyną w ostatnich latach.

Gdyby we wtorek Polska zdołała w 's-Hertogenbosch wygrać z Francją, mówilibyśmy o sportowym cudzie. Sensacji dziesięciolecia, bo obie drużyny dzieli dziś przepaść. Nawet gdy mistrzynie świata sprzed dwóch lat oraz wicemistrzynie olimpijskie z zeszłego roku straciły kilka gwiazd, to w ich miejsce od razu wskoczyły kolejne. I "Trójkolorowe" są naturalnymi kandydatkami do gry o medale.
Dla Polski realnym celem jest miejsce w przedziale 9-12, bo tak samo trudno uwierzyć w to, że zespół Arne Senstada będzie w stanie w sobotę ograć w Rotterdamie Holandię. Chyba że zagra dwie takie połowy, jak teraz pierwszą z Francją.
I tu pojawia się kluczowa rzecz, do której nawiązała zaraz po meczu Magda Balsam.
Coś złego stało się z reprezentacją Polski już po przerwie. Nie pierwszy raz. Słowa najlepszej snajperki mówią wiele
Polska grała z Francją niemal perfekcyjnie, ale tylko przez 30 minut. W miarę dobrze jeszcze przez kwadrans drugiej połowy, a później wszystko padło.
Te pół godziny Polki przegrały 17:18, ale liczyło się coś innego. Mianowicie to, że walczyły, ale też były niemal perfekcyjne w ataku. W tym secie, że nie gubiły piłek, nie popełniały prostych błędów, ale nie pozwalały również wytrącić się z rytmu agresywnej obronie rywalek. Być może nawet obecnie najlepszej na świecie.
Przez 30 minut statystycy naliczyli polskiej drużynie zaledwie jeden błąd. To właśnie dlatego wynik był bliski remisu, a Francja niemal nie miała okazji do kontr. Co więc się stało później? Po przerwie tych błędów było aż 16, średnio więc jeden na niecałe dwie minuty. Aż cztery miała Aleksandra Rosiak, dwa Natalia Nosek - czyli zawodniczki, które wchodziły na zmiany, a razem spędziły na boisku niecałe 20 minut. Trzy dorzuciła Katarzyna Cygan, choć dla niej to pierwsza tak duża impreza, a tu pokazała kilka bardzo ciekawych akcji. Niemniej dla Moniki Kobylińskiej czy Pauliny Uścinowicz brakuje dziś zmienniczek.
Jeszcze w 46. minucie Francja prowadziła tylko 30:26, mecz był w miarę równy. A wygrała 42:28, zdobyła osiem ostatnich bramek. Koszmar.
- Nie znam liczb, ale widać było, że w drugą połowę weszłyśmy nieskuteczne. Do tego z błędami, niewymuszonymi. Piłki leciały po autach, a takie zespoły jak Francja to wykorzystują. Dla nich to pokarm - mówiła w TVP Sport Magda Balsam, która zdobyła osiem bramek, jedynie raz pomyliła się z kontry. I to w pierwszej połowie, a nie w drugiej.
Jesteśmy złe i rozczarowane. Nie wiem, co się stało, że po raz kolejny z mocniejszym rywalem drugie 30 minut nam nie wychodzi. To nie pierwszy raz, że czegoś brakuje
.

I to jest sedno gry tej reprezentacji w ostatnich latach, gdy na horyzoncie pojawia się jakiś cel. Tak dwa lata temu Polki przegrały w Herning z Danią w mistrzostwach świata, tak przegrały rok temu na Węgrzech ze Szwecją w mistrzostwach Europy.
- Na pewno w pierwszej połowie pokazałyśmy, że potrafimy grać dobry handball, a w drugiej przyszło już zmęczenie, a przez to proste błędy. Z takim rywalem popełniać ich nie można, z tego są łatwe bramki z kontr - mówiła z kolei bramkarka Adrianna Płaczek. I dodała: - Walczyłyśmy do końca, kawał serducha zostawiłyśmy. I to do ostatniej minucie. Ale te błędy... - przyznała.
W czwartek o godz. 15.30 Polska zagra w Rotterdamie z Argentyną.












![O której walka Błachowicz - Guskov? Gdzie oglądać? [TRANSMISJA NA ŻYWO]](https://i.iplsc.com/000M139OCNBIQ4BB-C401.webp)

