Reakcja hiszpańskich mediów na ostatnie "El Clasico" była nie mniej histeryczna niż w nieodległych czasach, gdy na ławkach obu kolosów zasiadali antagoniści Jose Mourinho i Pep Guardiola. Kiedy tylko opadły najgorętsze emocje dotyczące kontrowersji sędziowskich, dziennikarze wzięli na języki obu szkoleniowców, którzy "swoimi bojaźliwymi decyzjami popsuli kibicom na całym świecie fantastycznie zapowiadające się widowisko". Większe cięgi spadają rzecz jasna na przegranego, bo "oddał walkowerem" pierwszą połowę wystawiając Serio Ramosa w pomocy, a Garetha Bale’a na pozycji środkowego napastnika. Media próbują udowodnić, że sami piłkarze "Królewskich" byli w szoku, gdy zobaczyli co przygotował dla nich trener na tak prestiżowy mecz. W programie "Dzień później" emitowanym przez hiszpański Canal+ dziennikarze odnaleźli krótki dialog między Ramosem, a Cristiano Ronaldo zaraz po golu Neymara na 1-0 dla Barcelony. "Bardzo źle, bardzo źle. Jesteśmy wszyscy z tyłu, wszyscy z tyłu i tylko my tam sami" - mówi Portugalczyk. Słowa Ramosa trudno przetłumaczyć łagodnie. "Jesteśmy wszyscy obsrani, z zaciśniętymi tyłkami". Zdaniem dziennikarzy to dowód, że piłkarze Realu kompletnie odcinają się od decyzji szkoleniowca. Tak jak w erze Jose Mourinho wiecznie zarzucano mu, iż nie potrafi wykorzystać potencjału drużyny, bo kocha futbol defensywny, tak dziś te same argumenty spadają na Włocha, mimo iż cieszy się znacznie większą sympatią hiszpańskich mediów. "Gdybyśmy grali na Camp Nou jutro, Sergio Ramos znów zagrałby w pomocy" - upiera się Ancelotti. Włoski trener Realu przypomina, że lata pracy w wielkich klubach uodporniły go na wpływy. Każdy z charyzmatycznych prezesów, z którymi współpracował, od Silvio Berlusconiego w Milanie, przez Romana Abramowicza w Chelsea i szejków z PSG po Florentino Pereza, ma swoją wizję drużyny. Berlusconi na przykład wciskał mu do składu Rivaldo, a potem Ronaldinho. "Mimo wszystko decyzje zawsze podejmowałem sam" - zapewnia Ancelotti. Ale kiedy dziennikarz zapytał, czy nie wolałby Neymara od Bale’a, Włoch przyznał, że nie było takiej opcji. "Florentino chciał Bale’a, Neymara mi nie proponował". Widać, że Real to klub bardzo trudnych kompromisów. Z jednej strony trener, z drugiej prezes bijący kolejne rekordy transferowe, co sprawia, że gracze za 30-40 mln euro lądują na ławce rezerwowych. W sobotę spotkało to Isco (w ogóle nie wyszedł do gry) i Asiera Illarramendiego (zmienił Ramosa dopiero w 55. min), a także Karima Benzemę, który pojawił się na boisku w 62. min. Mimo tych zmian, i w ich konsekwencji zdecydowanej poprawy gry Realu, włoski trener uważa, że błędu w wyjściowym ustawieniu nie popełnił. Dziewięciokrotny zdobywca Pucharu Europy marzy, by grać pięknie i wygrywać. Po to Perez wydaje na piłkarzy nawet więcej niż szejkowie i oligarchowie. Gdyby Ancelotti na Camp Nou zwyciężył, styl gry zszedłby zapewne na drugi plan. Porażki media nie mogą mu jednak wybaczyć, bo drużyna z Madrytu, która ostatnio z Barceloną wygrywała już regularnie, zrobiła krok w tył pod każdym względem. Zdaniem części prasy hiszpańskiej zespół Mourinho grał bojaźliwie i brzydko, ale wygrywał, tymczasem drużyna Ancelottiego była ustawiona tak samo defensywnie i na domiar złego przegrała. Włoch ma przed sobą masę wyzwań. Na przykład rozwiązać węzeł gordyjski w bramce "Królewskich". "Bardzo nie chciałbym być zapamiętany, jako ten trener, który zmusił do odejścia z Santiago Bernabeu Ikera Casillasa" - mówi. Deklaruje, że Iker, jeśli zostanie w klubie, będzie grał także w Pucharze Króla i jak dotąd w Champions League roztaczając przed nim barwną perspektywę wzniesienia 10. w historii Realu Pucharu Europy. Tyle, że między półfinałami i finałem Champions League jest 25 dni, które według jego reguł Casillas spędziłby na ławce. Jednego Ancelotti jest na szczęście świadomy. Grając tak jak dotąd Real nie zdobędzie ani tytułu mistrza Hiszpanii, ani nie wygra Champions League. "Trzeba nam czasu i cierpliwości, będziemy lepsi z każdym meczem" - obiecuje. Trener Barcy Gerardo Martino życie ma tylko trochę lżejsze. Zapewne z racji wyników drużyny i jej miejsca w tabeli Primera Division. Fani z Camp Nou i katalońskie media do jakiegoś stopnia godzą się z koncepcją odnowy drużyny. Chcą, by Martino wzbogacił warianty gry, by nie powtórzyła się trauma z półfinału ostatniej edycji Champions League. Tyle, że każdy eksperyment szkoleniowca z Argentyny przyjmowany jest sceptycznie. Tak jak powrót Leo Messiego do roli skrzydłowego w ostatnim Gran Derbi. Największa gwiazda zespołu wypadła w sobotę fatalnie, w hiszpańskiej prasie mnożą się teorie na temat kryzysu Argentyńczyka łącznie z tak brawurową, że w tym sezonie nie liczy się dla niego nic poza mundialem w Brazylii. Martino wyznał, że przed sobotnim starciem z Realem oglądał ze swoimi piłkarzami klasyk z 2010 roku, kiedy zespół Pepa Guardioli zmiótł "Królewskich" z powierzchni ziemi. "Bardzo chcieliśmy zagrać tak, jak wtedy" - powiedział dając jasno do zrozumienia, że obecnej drużyny zwyczajnie na to nie stać. 33-letni Xavi, mózg zespołu coraz mocniej odczuwa upływ czasu, 35-letni Puyol ledwie wrócił po siedmiomiesięcznej przerwie, więc pojedynek z Realem oglądał z ławki. Inni emblematyczni gracze z ery Guardioli czasem wyglądają na zmęczonych, a niekiedy wręcz wypalonych. W sobotę drużynę ratowali nowi: Neymar i Alexis (wszedł z ławki), a przede wszystkim ten w przeszłości zawsze niedoceniany - Victor Valdes, który w czerwcu opuści Camp Nou. Lata 2009-2011 pozostaną w pamięci fanów Barcy złotym okresem. Okresem zwycięstw i chwały, kiedy "La Masia" zmieniła się w globalną markę futbolową nr 1. Czy drużyna Martino będzie w stanie nawiązać do tych czasów? Można mieć poważne wątpliwości. By uchronić wielki zespół od dekadencji innej drogi niż eksperymenty i korekty w stylu gry chyba nie ma. Właśnie dlatego, że Barca jest dziś drużyną w fazie przejściowej i spisuje się tak przeciętnie, fani Realu nie mogą darować Ancelottiemu, że zabrakło mu odwagi w Gran Derbi. Porozmawiaj o artykule na blogu autora