Reprezentacja Anglii przez lata (poza Wembley) była katem dla polskich piłkarzy. Angielskie kluby też zwykle były poza zasięgiem. Choć brzmi to jak science fiction, to dawno temu Widzew potrafił wyeliminować Manchester City, Manchester United czy Liverpool. Także Legia toczyła wyrównana boje z drużynami z ojczyzny futbolu. Bilans z angielskimi klubami ma równy: dwa zwycięstwa, dwa remisy i dwie porażki. Pierwsze starcie to 1991 rok i półfinał Puchar Zdobywców Pucharów. U siebie z Manchesterem United prowadzonym przez Aleksa Fergusona Legia przegrała 1:3, ale w rewanżu potrafiła zremisować 1:1. Kolejny dwumecz to faza grupowa Ligi Mistrzów sezonu 1995/96. To właśnie zwycięstwo i remis z Blackburn pozwoliły legionistom awansować do ćwierćfinału. Wreszcie sezon 2021/22 i faza grupowa Ligi Europy. Przy Łazienkowskiej gospodarze wygrali z Leicester 1:0, a w rewanżu ulegli 1:3. - Ciężko się gra z Anglikami. To był po prostu silny zespół fizycznie. O braku awansu zaważył pierwszy mecz i czerwona kartka dla Marka Jóźwiaka, który złapał rywala wychodzącego sam na sam. Wtedy prowadziliśmy 1:0 po golu Jacka Cyzia, ale później wszystko się posypało i brakowało nam tego jednego zawodnika - wspomina Zbigniew Robakiewicz, wówczas bramkarz Legii. Zobacz transmisje w Polsat Box Go Zbigniew Robakiewicz: Piłkarze Legii nie mogą się tylko bronić i bronić Słynny mecz reprezentacji Anglii i Polski na Wembley obrósł wieloma legendami. Jedna z nich głosi, że rywale próbowali nastraszyć Biało-Czerwonych w tunelu prowadzącym na boisku. Jak był na Old Trafford? - U nas nic takiego nie miało miejsca. My zresztą nie baliśmy się rywali, tylko pojechaliśmy dobrze się zaprezentować. Przecież rundę wcześniej wyeliminowaliśmy Sampdorię Genua. Też wtedy mocny zespół - zauważa Robakiewicz. - Oczywiście szanowaliśmy ich, bo mieli świetnych zawodników jak Marka Hughesa czy Paula Ince’a i znakomitego trenera Aleksa Fergusona. Przekonaliśmy się o ich sile w pierwszym meczu, ale nie mieliśmy nic do stracenia. W czwartek Legia czwarty raz w historii zmierzy się z angielską drużyną. Tym razem to Chelsea Londyn, jeden z czołowych klubów XXI wieku na świecie. W tym czasie zdobyła pięć tytułów mistrza Anglii, po dwa razy wygrał Ligę Mistrzów i Ligę Europy. Ostatnie dwa sezony nie były jednak udane. Najpierw zaledwie dwunaste miejsce, najgorsze od prawie 30 lat, a ostatnio szóste. Dzięki temu Chelsea awansowała do Ligi Konferencji. Choć udział w najmniej prestiżowym z europejskich pucharów, jest pewnie poniżej aspiracji klubu, to w fazie ligowej londyńczycy wygrali wszystkie mecze. W 1/8 finału dwa razy pokonali FC Kopenhaga. Teraz na ich drodze stanie Legia. - Od tego są trenerzy w Legii, by powiedzieć zawodnikom, jak zagrać z taką drużyną. Mecz meczowi jest nierówny. Każdy może mieć słabszy dzień, choć nie wierzę, żeby to przydarzyło się Chelsea. Tam są piłkarze światowego formatu - przyznaje Robakiewicz. - Legioniści muszą wyjść na boisko tak, jak my przeciwko Manchesterowi. Bez kompleksów, nie mają nic do stracenia. Jak będą przez 90 minut tylko bronić się i bronić, to pewnie coś stracą. Trzeba mocno wierzyć we własne umiejętności i że Chelsea też można ograć. Piłkarzy pewnie mają lepszych, ale nie można się wystraszyć. Jeśli tak się stanie, to będzie pozamiatane. I dodaje: - Wierzę w Legię i w Jagiellonię. I życzę, żeby zrobiły najlepszy wynik. Grałem trochę w warszawskim klubie. Jestem optymistą.