Strzały 20-11, celne 8-2, niecelne 8-6, zablokowane 4-3, posiadanie piłki 57 proc. - 43. proc., rzuty rożne 15-3 - te wszystkie statystyki w meczu w Kielcach były na korzyść ŁKS. Tyle że do bramki wpadła tylko jedna piłka - po dobitce własnego strzału zdobył ja Grzegorz Szymusik. Łodzianie w dwóch ostatnich meczach zdobyli tylko punkt. Najpierw zremisowali z GKS Jastrzębie 2:2, choć prowadzili 2:0, a teraz przegrali z Koroną. Trener Kibu Vicuna już tradycyjnie na kolejnej konferencji powtarza, że jego drużyna była lepsza. Tyle że z Kielce wróciła nawet bez punktu. - Bardzo boli ten wynik, dlatego, że lepsi. Mieliśmy większe posiadanie piłki, więcej sytuacji, ale musimy strzelać bramki. Czasami tak po prostu jest, że jesteś lepszy na boisku, wydaje ci się, że kontrolujesz sytuacje na boisku i przegrywasz - przyznaje. - Rozmawialiśmy w szatni o skuteczności i pracujemy też dużo nad finalizacją akcji. By strzelać więcej bramek, musimy mieć pewność siebie. Jesteśmy dobrą drużyną, mamy bardzo dobrych piłkarzy i jestem przekonany o naszym awansie do ekstraklasy. Szkoleniowiec ŁKS od początku sezon ma problemy z kontuzjami w zespole. Widać to było choćby po ławce rezerwowych w meczu w Kielcach, na której siedziało m. in. pięciu młodzieżowców, a w tym dwóch bramkarzy (m. in. Aleksander Bobek - rocznik 2004). Z podstawowych zawodników urazy leczą Maciej Dąbrowski, Antonio Dominguez, Nacho Monsalve, Samu Corral czy Ricardinho. -Kontuzjowani piłkarze są istotnymi elementami zespołu, ale mamy innych graczy. Ricardinho jest ważnym piłkarzem, ale Stipe Jurić grał dobrze. Mam zaufanie do zawodników, którzy zastępują kontuzjowanych - zapewnia Vicuna. Dla Marka Kozioła mecz w Kielcach był powrotem na stadion, na którym spędził dwa ostatnie sezony. W Koronie zagrał m. in. 29 razy w ekstraklasie. Liczył jednak na więcej. - Spędziłem tu dobre dwa lata i wracałem z emocjami. Trochę w tym klubie i mieście przeżyłem. Emocje poszły jednak szybko na bok i od pierwsze gwizdka byłem skupiony - podkreśla Kozioł. - Spodziewałem się bardziej udanego powrotu. Nasza gra nie wygląda źle, fragmentami przeważaliśmy, ale liczą się konkrety. Można też grać brzydko, ale wygrywać. Trzy punkty zdobyła jednak Korona. Przy jednym golu meczu Kozioł nie miał szans na skuteczną interwencję. - Bramka padła przypadkowo po tym, jak piłka odbiła się od słupka, ode mnie i już byłem bezradny przy dobitce - opisywał Kozioł. - Wróciliśmy do Łodzi ze zwieszonymi głowami. W kolejnym meczu trzeba dać jeszcze więcej z siebie i wyszarpać punkty. AK Wyniki, terminarz i tabela I ligi