Walka w Pechanga Resort and Casino w kalifornijskim mieście Temecula nie miała wielkiej historii. Iwanow wykorzystał pierwszą okazję do poddania rywala i po zaledwie 77 sekundach zmusił Larrę do odklepania (duszenie gilotynowe). "Fenomenalny powrót! Świetnie znów go widzieć w oktagonie" - krzyczał podekscytowany komentator amerykańskiej stacji. Emocje były uzasadnione. Półtora roku temu nikt nie wyobrażał sobie powrotu bułgarskiego wojownika. W tym czasie Iwanow przebywał w szpitalu w Sofii. Jego stan, po ataku nożownika, do którego doszło w nocnym klubie 26 lutego 2012 roku, był ciężki. Ostrze noża przeszło tuż obok serca. Lekarze wprowadzili Błagoja w stan śpiączki farmakologicznej. Do zdrowia wracał małymi kroczkami. Po dwóch miesiącach odzyskał mowę. 19 maja 2012 roku zwołał konferencję prasową. Zaskoczył dziennikarzy zapowiadając powrót do zawodowego sportu. Optymizm Iwanowa podzielali lekarze. Na powrót do dawnej sprawności dawali mu rok. Nie pomylili się. Bułgar wrócił do zdrowia i ciężko pracował na treningach, aby odzyskać dawną dyspozycję. 13 września spełnił swoje marzenie i znów zameldował się w oktagonie. O Iwanowie świat sportów walki po raz pierwszy usłyszał w listopadzie 2008 roku. 22-latek sensacyjnie pokonał wówczas Fiodora Jemieljanienkę w półfinale mistrzostw świata w sambo. Utytułowany Rosjanin w tamtym czasie uchodził za człowieka, którego nie da się pokonać gołymi rękami. Dominował w MMA, rządził i dzielił także w zawodach sambo. Dzięki zwycięstwu nad Larrą Iwanow poprawił swój nieskazitelny bilans w MMA. Od debiutu w październiku 2007 roku wygrał osiem kolejnych walk. Coś nam mówi, że jeszcze będzie o nim głośno. Trzymamy kciuki!