Partner merytoryczny: Eleven Sports

Lekkoatleci wrócili do kraju po wspaniałych mistrzostwach Europy

Lubię to
Lubię to
0
Super
0
Hahaha
0
Szok
0
Smutny
0
Zły
0
Udostępnij

Polscy lekkoatleci wrócili z Zurychu do kraju po najlepszych mistrzostwach Europy od 48 lat. - Pamiętajmy jednak, że czas w sporcie płynie szybciej niż w życiu normalnym i trzeba wracać do ciężkich treningów - zaznaczył szef szkolenia PZLA Henryk Olszewski.

Adam Kszczot (z prawej) i Tomasz Majewski
Adam Kszczot (z prawej) i Tomasz Majewski/Radek Pietruszka/PAP

- Sukcesy, które teraz świętujemy bardzo szybko przeminą. Nie zapominajmy jednak o wielkiej pracy, jaką włożyli w każdy poszczególny medal trenerzy, zawodnicy, zespół fizjoterapeutów, lekarzy, ale także ludzie pracujący w związku - to oni dbali o każdy szczegół zgrupowań zagranicznych i krajowych. Wszyscy się do tego przyczynili i zasługują na słowa uznania - zaznaczył Olszewski.

Wspomniał, że przywiezienie do kraju 12 medali, to wynik zaostrzenia kryteriów doboru lekkoatletów na te zawody. - To miało wpływ na to, że zaprezentowaliśmy dobry, wysoki poziom. Lżej jednak nie będzie i w przyszłych latach, bo będziemy musieli się zmierzyć ze światem, a nie tylko z Europą - zapowiedział.

Również prezes PZLA Jerzy Skucha podkreślił, że nie spodziewał się tak dużego dorobku medalowego i wysokiego szóstego miejsca w tabeli medalowej. Polacy w sumie zdobyli dwa złote, pięć srebrnych i pięć brązowych krążków.

- W Zurychu obserwowaliśmy wspaniałą walkę wszystkich 61 reprezentantów. Mieliśmy 27 miejsc finałowych, a 38 osób było w wąskich finałach. Zawodnicy byli bardzo dobrze przygotowani i pokazali, na co ich stać - ocenił.

Na najwyższym stopniu podium stanęli po konkursie rzutu młotem Anita Włodarczyk (Skra Warszawa) i po biegu na 800 m Adam Kszczot (RKS Łódź). Zwłaszcza Włodarczyk przyprawiła kibiców o chwile grozy, kiedy dwie pierwsze próby spaliła i przy trzeciej nieudanej mogła odpaść z rywalizacji. Ostatecznie poprawiła nawet rekord Polski - 78,76.

- To był dla mnie konkurs życia. Początek miał dużą dramaturgię. Udało mi się zachować mocną głowę i walczyłam do końca. Jestem mistrzynią, nie po raz pierwszy. A po raz kolejny wracam z głównej imprezy w sezonie z rekordem Polski. Szkoda ostatniego rzutu, który był poza granicę 80 metrów. Ale nie udało się w igrzyskach w Londynie, nie udało w Zurychu, to może w sobotę na Stadionie Narodowym się uda - powiedziała podopieczna Krzysztofa Kaliszewskiego.

Kszczot był zaskoczony, że udało mu się tak szybko pobiec. - Temperatura - 14 stopni do tego nie predysponowała. Wynik rewelacyjny i to głównie dzięki trenerowi Zbigniewowi Królowi, który znakomicie mnie przygotował do najważniejszej imprezy sezonu - zaznaczył.

Srebro z Zurychu przywieźli w biegu na 3000 m z przeszkodami Krystian Zalewski (UKS Barnim Goleniów), na 800 m Artur Kuciapski (AZS AWF Warszawa), młociarz Paweł Fajdek (Agros Zamość), maratończyk Yared Shegumo (AZS AWF Warszawa) i tyczkarz Paweł Wojciechowski (SL WKS Zawisza Bydgoszcz).

Zwłaszcza Wojciechowski w ostatnich latach wiele przeszedł. Po niespodziewanym złocie mistrzostw świata w Daegu (2011) musiał walczyć z kontuzjami.

- Wielu mnie skreśliło. Słyszałem już, że jestem zawodnikiem jednego skoku. Dlatego właśnie ten medal znaczy dla mnie bardzo wiele. Przez ostatnie dwa lata praktycznie nie startowałem. Wróciłem i postawiłem na swoim. Teraz był wynik 5,70, ale mam nadzieję, że w kolejnych latach forma ustabilizuje się na poziomie 5,80 - 5,85. A celem jest sześć metrów. Dla mnie wartość tego srebra jest podobna do złota z Korei - zaznaczył.

Na najniższym stopniu podium stanęli w Zurychu kulomiot Tomasz Majewski (AZS AWF Warszawa), dyskobol Robert Urbanek (MKS Aleksandrów Łódzki), młociarka Joanna Fiodorow (OŚ AZS Poznań), w biegu na 800 m Joanna Jóźwik (AZS AWF Warszawa) oraz męska sztafeta 4x400 m w składzie Rafał Omelko, Kacper Kozłowski, Łukasz Krawczuk i Jakub Krzewina.

- Trzynaście lat czekałem aż znowu moi podopieczni osiągną wynik poniżej trzech minut w sztafecie. Teraz mam nadzieję, że na kolejny taki rezultat nie będziemy czekać nawet 13 miesięcy - powiedział trener Józef Lisowski.

Jedną z największych niespodzianek był występ Jóźwik, która debiutowała na tego typu imprezie. - Do tej pory nie potrafię uwierzyć w to, co się stało. I zresztą pewnie długo tak będzie - przyznała.

Bohaterów zmagań w Zurychu polscy kibice będą mogli także dopingować w sobotę w Memoriale Kamili Skolimowskiej, który o godz. 16.00 rozpocznie się na Stadionie Narodowym.

PAP

Lubię to
Lubię to
0
Super
0
Hahaha
0
Szok
0
Smutny
0
Zły
0
Udostępnij
Masz sugestie, uwagi albo widzisz na stronie błąd?Napisz do nas
Dołącz do nas na:
instagram
  • Polecane
  • Dziś w Interii
  • Rekomendacje