39-letni Małachowski poznał lekkoatletykę od środka jak własną kieszeń. Na przestrzeni całej kariery wyśmienity specjalista w rzucie dyskiem odniósł wiele spektakularnych sukcesów, na czele z dwoma srebrnymi medalami igrzysk olimpijskich. Ponadto był multimedalistą mistrzostw świata i Europy, w obu czempionatach stając m.in. na najwyższym stopniu podium. Mając takie doświadczenie, wydaje się, iż jego bezpośrednie zaangażowanie w pomoc polskim lekkoatletom może mieć wymierne korzyści. Na czym dokładnie polega jego nowa praca, która nabiera rozpędu wraz z trwającym sezonem halowym i jakich nazwisk dotyczy? - Z obecnych na mityngu w Łodzi jest to Ewa Swoboda, Michał Haratyk, Konrad Bukowiecki, Jakub Szymański, a poza tym także Natalia Kaczmarek. Po prostu pomagam im przy kontraktach, a ściśle mówiąc przy negocjacjach w ustalaniu stawek za zawody. A jeśli jest taka sytuacja, że w rozmowach ktoś pyta o możliwość sponsorowania konkretnych zawodników, to również oni są dla mnie w pierwszej kolejności najważniejsi - opowiada Małachowski. Piotr Małachowski: W tych widełkach staramy się poruszać Dziewięciokrotny rekordzista Polski zgodził ujawnić nieco kuchni negocjacyjnej, odpowiadając czy w przypadku choćby takiego mityngu, jak Orlen Cup, istnieją duże widełki płacowe, a w związku z tym duże pole do popisu dla kogoś takiego, jak właśnie Małachowski? - Tego wszystkiego się uczę, rozmawiamy z Marcinem (Rosengartenem, z którym współpracuje - przyp.), a wcześniej mamy oczywiście ustalony plan minimum dla zawodników, jak wyglądają ich stawki za poszczególne zawody. I w tych widełkach, między minimum a maksimum, staramy się poruszać. Nie zawsze się to uda, patrząc najpierw na Covid-19, a teraz na kryzys i inflację, więc uczciwie mówiąc nie ma obecnie takich pieniędzy jakie były kilka lat temu - jasno stawia sprawę emerytowany zawodnik. Dopytany, czy wobec tego obecne gwiazdy, a więc nasze najjaśniejsze postaci "królowej sportu", zarabiają mniej niż było to w latach poprzednich, doprecyzowuje. - Może nie mniej, bo zdobywają medale i, przede wszystkim, mają powtarzalność sukcesów, co jest najważniejsze dla menedżera, który ich reprezentuje. Dzięki temu, że pozostają w czołówce, cały czas są atrakcyjni dla organizatora zawodów, a dodatkowym atutem jest to, że chętnie są pokazywani w telewizji i pozostałych mediach. Natomiast ktoś, kto ostatni medal lub świetny wynik wywalczył kilka lat temu, nie może liczyć na żadne startowe - objaśnia Małachowski. W rozmowie z były dyskobolem poznaliśmy także stawki, jakie wchodzą w grę w rozumieniu właśnie tzw. startowego w sezonie halowym. Jeśli ktoś sądził, że nasze gwiazdy, przy okazji tego typu mityngów, mogą liczyć na bonus w kwocie rzędu kilkunastu tysięcy złotych i więcej, to będzie zaskoczony. - Mówimy o sumie kilku tysięcy złotych dla konkretnego zawodnika - precyzuje Małachowski, przy czym od razu dodaje, że lekkoatleci nie mogą narzekać, bo... - Sami zaakceptowali te stawki. Wobec tego i oni i my w takiej sytuacji jesteśmy zadowoleni. Pamiętajmy jednak, że są to stawki dla sezonu halowego, a inne będą już na otwartych stadionach, gdzie przychodzi więcej kibiców i oglądamy więcej konkurencji. Do tego dochodzą pokaźne pieniądze podczas mityngów Diamentowej Ligi, jednak tam płaci się tylko medalistom olimpijskim, mistrzostw świata i Europy - wyjaśnił Małachowski. Do Polski przyleciał wraz z żoną i dzieckiem, ale prawdę mówiąc już odlicza dni do powrotu na Dominikanę, gdzie układa sobie życie. Na pytanie, czy na dobre zapuści korzenie na Karaibach, Małachowski nie potrafi jeszcze jednoznacznie odpowiedzieć. - Na razie sprawdzam, jak to wszystko wyjdzie. Wracam tam już za cztery dni, niemniej z pewnością regularnie będę wracał do Polski - zapowiada były as polskiego sportu. Rozmawiał Artur Gac, Łódź