Kiedy w 111. minucie dogrywki trafił Carlitos wydawało się, że losy rywalizacji są przesądzone na korzyść obrońcy tytułu. W 118 minucie wyrównał jednak... wychowanek Legii Patryk Sokołowski i na tablicy wyników zrobiło się 1-1. W tej sytuacji o wszystkim decydowały karne. Lepiej wykonywali je legioniści, którzy nie pudłowali i wygrali serię karnych 4-2. W Piaście pomylił się Urosz Korun, a Sokołowski trafił w poprzeczkę. - Bardzo nas to boli, bo przez te 120 minut graliśmy dobrze. Udało się wyrównać w końcówce dogrywki, a potem rzuty karne, loteria, no i niestety odpadamy z Pucharu Polski. Trudno - smucił się po meczu Jakub Czerwiński, ostoja defensywy jedenastki z Gliwic. W dogrywce nie brakowało emocji także poza boiskiem, kiedy to trener Legii Ricardo Sa Pinto o mało co nie pobił się z kierownikiem Piasta Adamem Fudali. Szarpali się też sami zawodnicy. - To się zdarza, emocje sięgnęły zenitu. Tak jest w piłce - mówił krótko Czerwiński. Pytany o jedenastki obrońca Piasta tak komentował wszystko. - Karne to loteria. Tutaj decyduje głowa, decydują milimetry, jak przy uderzeniu Patryka Sokołowskiego. Trudno stało się. Nie mamy do nikogo pretensji, bo jesteśmy drużyną. Razem wygrywamy i razem przegrywamy. Teraz mamy niewiele czasu, żeby przygotować się do piątkowego meczu o ligowe punkty - podkreśla. W piątek przy Okrzei rywalem zespołu z Gliwic będzie Wisła Kraków. To jedno z najciekawszych spotkań 14 kolejki Ekstraklasy, oba zespoły są przecież w czołówce. Czy ten 120 minutowy pucharowy maraton zakończony karnymi nie przeszkodzi piłkarzom Piasta? - Liczę, że nie. Nie powinna to być dla nas żadna wymówka. Od dzisiaj przygotowujemy się już do tego meczu w piątek - zaznacza Czerwiński, który zagrał wczoraj dobre spotkanie, a już w piątek czeka go mecz z Wisłą Kraków, w Ekstraklasie. Michał Zichlarz, Gliwice