To, że w dzisiejszym wyścigu może dziać się mnóstwo ciekawych rzeczy, pokazało już samo ustawienie kierowców na polach startowych. Po awarii Maksa Verstappena w Q2 po pole position sięgnął jego zespołowy kolega - Sergio Perez. Z kolei Holendra czekało piekielnie trudne zadanie, ponieważ do czołówki musiał przedzierać się on z odległego piętnastego miejsca. Schody od samego początku miał również Charles Leclerc. Monakijczyk co prawda uplasował się na podium wczorajszej czasówki, lecz ze względu na nadprogramową wymianę jednostki sterującej został on przesunięty o dziesięć pól do tyłu. Zmagania słodko-gorzko rozpoczął Fernando Alonso. Hiszpan najpierw popisał się atomowym refleksem i wysforował się na prowadzenie, by potem srogo się rozczarować. Okazało się, że źle ustawił auto na polu startowym, co zauważyli sędziowie, którzy wlepili mu karę pięciu sekund. Jakby tego było mało, już na trzecim okrążeniu z legendą uporał się Sergio Perez w zdecydowanie szybszym Red Bullu. Kierowca z Oviedo co prawda próbował dotrzymywać kroku reprezentantowi "Czerwonych Byków", lecz im dalej w las, tym tracił do niego coraz więcej czasu. Sielanka Sergio Pereza długo nie potrwała, ponieważ na dziewiętnastym okrążeniu bolid zatrzymał Lance Stroll, w efekcie czego na tor wyjechał samochód bezpieczeństwa. Spowodowało to zniwelowanie różnic czasowych, czyli Meksykanin musiał od nowa budować pokaźną przewagę. Na czwartym miejscu ponadto znajdował jego najgroźniejszy rywal i zespołowy partner - Max Verstappen. Kolejny dublet Red Bulla. Były chwile grozy Obecny mistrz świata znów zresztą postanowił zaprezentować kibicom swoje ponadprzeciętne umiejętności. Lider stajni z Milton Keynes potrzebował zaledwie paru minut na uporanie się z George’em Russellem i awans na prowizoryczne podium. Później Holender równie łatwo ograł głównego bohatera pierwszej części wyścigu - Fernando Alonso. Wtedy stało się jasne, że Red Bull zmierza dziś po kolejny wielki dublet w historii. I nie była to droga usłana różami. - Coś jest nie tak, słyszę dziwne dźwięki - zgłosił chociażby Max Verstappen na 38. okrążeniu. Dwa kółka później niepokojący komunikat do inżyniera przekazał również Sergio Perez. Meksykanin narzekał w nim na pracę pedału hamulca. Ostatecznie jednak skończyło się tylko na strachu i obaj zawitali na metę zgarniając pełną pulę. Największy puchar powędrował do zdobywcy pole position, a Holender musiał zadowolić się drugim miejscem. To i tak wielki sukces, patrząc na to, że do wyścigu ruszał z odległego piętnastego pola. Kibiców i tak najbardziej ucieszyło początkowo podium Fernando Alonso. Napisaliśmy "początkowo" nie bez powodu, ponieważ kilkanaście minut po wyścigu reprezentant Astona Martina otrzymał dodatkowe dziesięć sekund za to, że jego team pospieszył się z pit stopem i nie zrealizował kary za złe ustawienie 41-latka na starcie. W efekcie tego na trzecią pozycję wskoczył George Russell.