Sensacyjny koniec walki polskiego diamentu. Trzy ostrzeżenia. Sędzia nie miał wyjścia
Kinga Krówka przebojem wskoczyła do elity polskiego boksu. W kwietniu w kapitalnym stylu wypunktowała w Pucharze Świata w Brazylii Chen Nien-chin, medalistkę olimpijską z Paryża. We wrześniu też stoczyła z nią porywającą walkę w mistrzostwach świata, minimalnie lepsza tym razem była rywalka. A mówimy przecież o zawodniczce, która dopiero za cztery dni skończy 19 lat. Naturalnie Krówka była też kandydatką do medalu w mistrzostwach Europy U-23. I prowadziła po pierwszym starciu z Rumunką Sebe. A później wydarzyło się coś niesamowitego.

Polski boks kobiecy to nie tylko Julia Szeremeta - ten sezon pokazał to w klarowny sposób. Triumfy w Pucharach Świata Wiktorii Rogalińskiej, Barbary Marcinkowskiej, Szeremety, ale przede wszystkim Agaty Kaczmarskiej pokazały to dobitnie. Zwłaszcza sukcesy tej ostatniej, bo przecież była najlepsza w memoriale Feliksa Stamma, a w zeszłym tygodniu dodatkowo jeszcze w Greater Noida w Indiach. A swoją dominację potwierdziła złotem wywalczonym w mistrzostwach świata w Liverpoolu. Szeremeta oraz Aneta Rygielska wróciły z Anglii ze srebrnymi krążkami.
Trochę w ich cieniu rozwija się kariera Kingi Krówki - zaledwie 18-letniej zawodniczki z Gostynia, która w kwietniu obiła w Foz du Iguacu brązową medalistkę olimpijską Chen Nien-chin. W Liverpoolu, gdy stawką był już medal MŚ, doszło do rewanżu, to Tajwanka triumfowała 4:1, choć po bardzo zaciętym pojedynku. Rozstrzygnęła ostatnia runda, może trochę Kindze zabrakło wówczas doświadczenia.
Teraz jednak była naszą kandydatką, a może nawet i faworytką do medalu. W mistrzostwach Europy do lat 23, które w niedzielę zaczęły się w Budapeszcie.
Tymczasem w stolicy Węgier wydarzenia zaczęły przybierać zaskakujący obrót.
Kinga Krówka zaczęła mistrzostwa Europy do lat 23. Pierwszy pojedynek nie potrwał nawet sześciu minut. Zaskakujący koniec
Polska reprezentacja kobieca podzieliła się w ostatnim czasie na dwie ekipy: jedna poleciała do Indii z trenerem Kamilem Goińskim na Puchar Świata, druga szykowała się do mistrzostw kontynentu do lat 23.
Do Budapesztu też wysłaliśmy bardzo mocny skład, m.in. z Julią Szeremetą, Kingą Krówką, Barbarą Marcinkowską czy Emilią Koterską na czele. Panie rozpoczęły zmagania dopiero w poniedziałek - bardzo obiecująco. Najpierw swoją walkę pewnie wygrała w kategorii 48 kg Marta Prill - wypunktowała 5:0 Sofię Khay z Belgii, zapewniła sobie co najmniej brązowy medal.
Trudniejszą przeprawę miała w wadze 51 kg Natalia Kuczewska. Młoda Polka prowadziła 3:1 po trzech rundach z wciąż nacierającą Mayssoun Boregą z Francji, wygrała ostatecznie 3:2. Za to na trzech kartach 30:27.

A później na ringu A pojawiła się Krówka - w 1/8 finału jej rywalką była Rumunka Crinuta Sebe. Rok temu w takich ME w Sofii, w wyższej kategorii, zastopowała ją Marcinkowska, pewnie wygrała z Rumunką 5:0.
A teraz to Sebe ruszyła odważniej na Polkę, ta jakby miała problem z takim chaotycznym stylem walki. Widać było, że Krówka "poluje" na jedno uderzenie, że ciosy Rumunki nie są mocne, ale widoczne. Niemniej aż czterech sędziów zapisało tę rundę na karcie Polki, to ona prowadziła po trzech minutach.
A później doszło do sytuacji zaskakującej, dziwnej. Sebe napierała, Krówka starała się klinczować lub chowała się za gardą, sędzia ją upominał. Jakby nie czuła się dobrze, jakby coś jej dolegało. Po niespełna minucie dostała ostrzeżenie, ale to nie zmieniło podejścia Polki. Za minutę sytuacja się powtórzyła, a gdy do końca rundy zostało 30 sekund, doświadczony arbiter trzeci raz odebrał Kindze punkt. A to oznaczało przedwczesny koniec walki.
I tak reprezentacja Polski straciła, wydało się pewny - medal.













