- Nie wiemy, skąd te rękawice się tam wzięły - powiedział w magazynie "Fighters", w branżowym portalu bokser.org, szef grupy Tymex Boxing Promotion Mariusz Grabowski, jeden z organizatorów gali boksu zawodowego w Częstochowie. - Wpadłem w szał, zmiotłem szatnię - wtórował mu dziennikarz Mateusz Borek, drugi z organizatorów pod banderą własnej grupy MB Promotions. Współprowadząca program pięściarka Ewa Brodnicka słusznie zauważyła, że w walce Mateusza Rzadkosza z Tomaszem Gromadzkim, pięściarze boksowali w różnych rękawicach. Rzadkosz miał na dłoniach sprzęt marki "rival", w którym czuć każdy cios, a Gromadzki walczył w rękawicach firmy "paffen". Te drugie są nazywane "poduszkami", z racji większej powierzchni i grubszej wyściółki w części przedniej, co znacząca ogranicza siłę rażenia i minimalizuje szansę na znokautowanie przeciwnika. - Z wyjątkiem walki wieczoru, w której kontrakt zawierał prawo o doborze własnych rękawic, z wykluczeniem meksykańskich everlastów, wszyscy zawodnicy byli w kontrakcie zobligowani do boksowania w rękawicach, dostarczonych przez promotora, których kilkanaście par kupiłem przed poprzednia galą - wyjaśnił Borek, po czym bezpośrednio odniósł się do przegranego w tym boju Gromadzkiego. Pięściarz o pseudonimie "Zadyma" w piątej rundzie zainkasował mocny cios na wątrobę i nie był w stanie kontynuować pojedynku. - Wszyscy się tego przytrzymali, z wyjątkiem pana Gromadzkiego, który - jak się okazało - bo później rozmawiałem z sędziami, po prostu zadał pytanie ekipie Rzadkosza i sędziom, czy może sobie boksować w paffenach, co jest kompletnie nielogiczne, bo pozbawił się argumentu. Po prostu sam się osłabił. Ekipie Gromadzkiego zadałem pytanie: "czy firma paffen zapłaci nam za promocję tych rękawic podczas tej gali?" Widzę, że on teraz jest gwiazdą wielu reklam, ma cały czas okulary słoneczne i marynarki, może to jest nowa twarz paffenów? - grzmiał i ironizował Borek. Gdy Gromadzki zapoznał się z materiałem wideo, postanowił wydać oświadczenie, w którym bardzo zdecydowanie odniósł się do zarzutów, jego zdaniem bardzo krzywdzących. "Nikt mnie nie poinformował o konieczności posiadania innych rękawic, sędzia główny dopuścił mnie do walki. Nie widziałem na oczy wspomnianego przez Pana w filmie kontraktu, w którym jest mowa o tym, że wszyscy zawodnicy muszą mieć te same rękawice" - napisał na swoim oficjalnym koncie na Facebooku. "Zawsze dobrze się o Panu wypowiadałem, a Pan mi okazuje brak szacunku, zupełnie bezzasadnie. (...) W związku z tym oczekuję, że nawet jeśli z jakiegoś powodu nie jestem Panów ulubieńcem, to okażecie Państwo należyty szacunek ludziom, którzy utrzymują zawodnika występującego podczas gali, na której... to wy zarabiacie" - odparł Gromadzki. Dopiero, gdy mleko się wylało, a dziennikarz i pięściarz ostro starli się w korespondencyjnym pojedynku, udało im się ustalić, że wina leżała po innej stronie. "Rozmawiałem z Tomkiem. Znowu profesjonalizm naszych panów z Polskiego Wydziału Boksu Zawodowego. Dostarczyłem 12 par rękawic rival. Prosiłem, by po ważeniu zawodnicy sobie wybrali. Nie zrobili tego. Chłopak nawet nie wiedział, ze może w nich boksować. Ręce opadają" - napisał na Twitterze Borek. "Pan Mateusz Borek zadzwonił do mnie i wszystko się wyjaśniło. Nie chce już pisać, kto na jakim etapie zawinił, ale jest już wiadomo, że nie ja i nie Pan Mateusz. Dziękuję za telefon i profesjonalne podejście do sprawy oraz przepraszam za również niesłuszne oskarżenia w Pana kierunku" - napisał Gromadzki, uznając sprawę za zamkniętą.