Ciśnienie jest więc spore, jednak większa presja spoczywa na "Koszmarze", który w obliczu ostatniej porażki aż kipi chęcią odkucia się kosztem najbliższego rywala. I wyraża to w bardzo bezpośredni sposób. "Rozp... cię, więc lepiej załóż swój stary kask" - mówił na ostatniej konferencji prasowej. "Tu nie ma żadnych kalkulacji, ja po prostu muszę zwyciężyć w tym pojedynku. Mam dla niego szacunek za jego przygotowanie fizyczne i determinację by zostać kimś. Był niezłym zawodnikiem futbolu amerykańskiego, lecz ja siedzę w tym biznesie zbyt długo by przegrać z kimś takim jak on. Należę przecież do czołówki światowej w wadze ciężkiej" - dodał były pretendent do tronu WBC, który podobno w końcu zmądrzał i na poważnie wziął się za trening. W tym celu wyjechał nawet daleko od domu, by głupie pomysły nie zaprzątały mu głowę. Jak sam niedawno przyznał, potrafił nawet jadąc na trening, szukając odpowiedniej wymówki, zobaczyć myjnię i... skręcić do niej, by wyczyścić i tak czysty samochód. Teraz odciął się od wszystkiego i przebywa w Phoenix tylko ze swoim długoletnim trenerem Henry Ramirezem. "Zajęło mi to aż 32 lata, ale w końcu dojrzałem. Nareszcie robię wszystko co konieczne by zwyciężyć, gdyż wcześniej moim największym wrogiem byłem ja sam dla siebie. Winiłem wszystkich dookoła, szukając na siłę winnego, ale problem leżał we mnie" - przekonuje dawny rywal naszego Tomka Adamka (49-2, 29 KO), któremu Amerykanin bardzo chciałby się zrewanżować. Póki co w sobotę czeka go potyczka z mało odpornym na ciosy, jednak bardzo silnym fizycznie Mitchellem. A ten na pewno też zrobi wszystko by wygrać.