W piątek szansę na awans do play-offów mocno ograniczyły Azoty Puławy, które przegrały przed własną publicznością z Energą MMTS-em Kwidzyn 30:38. Podopieczni Patryka Kuchczyńskiego popełnili bardzo dużo błędów, co bezwzględnie wykorzystywali pewnie grający zawodnicy z Pomorza. - Ciężko pracowaliśmy na ten wynik. Każdy dołożył do tego cegiełkę. Dobrze broniliśmy, funkcjonowała bramka, wykorzystywaliśmy swoje sytuację. Cały zespół zasłużył na nagrodę MVP. Po serii kilku porażek, jedną lub dwiema bramkami, odbiliśmy się na terenie mocnego przeciwnika. Dzięki temu morale wzrosną i liczymy, że pociągniemy teraz korzystną serię - wyjaśniał Michał Bekisz, rozgrywający Energi MMTS-u. W sobotę Corotop Gwardia Opole mogła zagwarantować sobie miejsce w czołowej szóstce. Była na dobrej drodze ku temu celowi. Długo prowadziła w Kaliszu. W 42. minucie nawet sześcioma golami - 20:14. Zawodnicy Energi MKS-u ruszyli jednak do odrabiania strat. W bramce mogli liczyć na świetnie spisującego się Jana Hrdliczkę. Osiem minut przed końcem Gwardia miała jeszcze cztery trafienia zapasu, ale do końca meczu nie zdobyła już gola. Po 60 minutach był remis 24:24. Czeski bramkarz kaliszan zanotował 20 odbić. W karnych górą byli jednak przyjezdni, którzy wygrali 4:2. - Przez cały mecz dawaliśmy drugie życie rywalom, a może nawet i trzecie. Odjechaliśmy już na początku. Wszystko funkcjonowało: obrona i bramka. Nie wykorzystaliśmy może 20 czystych sytuacji. Ukłon dla bramkarza z Kalisza. To jego zasługa, że mecz miał taki przebieg. Zwracaliśmy uwagę zawodnikom, jak mają mu rzucać. Niestety, ale chyba nie dotarło. W drugiej części było już plus sześć i ponownie wszystko pod kontrolą. Sport jest jednak brutalny. Kiedy nie wykorzystujesz pierwszej, drugiej, trzeciej szansy, to potem dostajesz gonga. Mam nadzieję, że ten stracony punkt nie będzie kosztował nas zbyt wiele w ostatecznym rozrachunku - przyznał Bartosz Jurecki, trener Corotop Gwardii. W sobotę dominację na Dolnym Śląsku potwierdził KGHM Chrobry Głogów, który wygrał kolejny derbowy pojedynek. Tym razem pokonał na wyjeździe Zagłębie Lubin 35:27. Gospodarze dobrze zaczęli, bo od prowadzenia 8:5, ale później inicjatywa należała do przyjezdnych. Podopieczni Witalija Nata prowadzili już do przerwy 21:11. Druga część była formalnością, chociaż przyniosła pewne perturbacje. Wyśmienita Egipcjanka! Najlepsza siódemka 21. serii ORLEN Superligi Kobiet! - Nie patrzyliśmy na tablicę wyników. Przestrzegałem chłopaków, żeby na drugą część wyjść jak przy wyniku 0:0. Chcieliśmy dalej grać konsekwentnie w obronie i ataku. Niestety, pierwsze sześć minut przegraliśmy 1:7. Później znów wróciliśmy do swojej przewagi. Dla nas to lekcja. Nie możemy doprowadzać do takiej sytuacji w przyszłości. Musimy dążyć do tego, aby być klasową drużyną i z wyniku plus 10 robić plus 15 - tłumaczył Witalij Nat, trener KGHM Chrobrego. PGE Wybrzeże Gdańsk dobrze nastroiło się przed ostatnią serią, w której będzie walczyło o miejsce w TOP6. Po raz kolejny w tym sezonie postawiło się Industrii Kielce. Podopieczni Patryka Rombla przez większość pierwszej połowy prowadzili z wicemistrzem Polski, nawet czterema golami. Gospodarze mieli problemy z dokładnością podań i ze skutecznością. W drugiej części zbudowali jednak minimalną przewagę i wygrali 31:28. - Przeciwnicy byli bardzo zmotywowani. Po naszej stronie zabrakło koncentracji. Popełniliśmy bardzo dużo błędów technicznych. Nie wykorzystaliśmy wielu stuprocentowych sytuacji. To napędzało ich kontry. My nie potrafiliśmy sobie poradzić sami z sobą. Zabrakło nam odpowiedniego przygotowania w głowie. To każdy zawodnik musi zrobić sam. Każdy z nas powinien przyjść odpowiednio nastawionym i skupionym - tłumaczył Tomasz Gębala, rozgrywający kieleckiego klubu. Kolejny bardzo duży krok w stronę utrzymania zrobił Zepter KPR Legionowo, który odniósł trzecie zwycięstwo z rzędu. Przed własną publicznością pokonał Piotrkowianina Piotrków Trybunalski 33:26. Dla zespołu zMazowsza to trzecie zwycięstwo z rzędu. Podopieczni Tomasza Strząbały mają już 10 punktów przewagi nad Śląskiem Wrocław, który w tej serii przegrał w Płocku 26:36. Niespodzianka w Kobierzycach. Niewykorzystana szansa Piotrcovii W hicie serii Rebud KPR Ostrovia Ostrów Wielkopolski pokonała na wyjeździe Górnika Zabrze 33:32. W pierwszej połowie goście prowadzili już pięcioma golami, ale goście złapali kontakt jeszcze przed zejściem do szatni. Druga połowa była bardzo wyrównana i ciekawa do samego końca. Gospodarze gonili, ale nie przechylili szali na swoją korzyść. W kluczowych momentach drużyna z Wielkopolski mogła liczyć na Sandro Mestricia w bramce. Podopieczni Kima Rasmussena zagwarantowali sobie trzecie miejsce na koniec fazy zasadniczej. Zawodnicy Arkadiusza Miszki zagrają o utrzymania miejsca w TOP6 w bezpośrednim spotkaniu z Corotop Gwardią Opole. - Górnik to bardzo mocna drużyna. Wiedzieliśmy, że czeka nas ciężkie przetarcie. Chcieliśmy zmazać plamę po Opolu, gdzie zagraliśmy najsłabsze spotkanie w sezonie. Ciężko utrzymać koncentrację, kiedy mamy już pewne miejsce w tabeli. Jesteśmy jednak profesjonalistami. Nie chcemy nikomu oddawać punktów za darmo. Końcówka była nerwowa, ale z happy endem dla nas. Mieliśmy bardzo dużo problemów kadrowych, ona była katastrofalna. Wyszliśmy z tego obronną ręką. Mamy nadzieje, że tę moc pokażemy w play-offach - tłumaczył Kamil Adamski, rozgrywający klubu z Ostrowa Wielkopolskiego, który w Zabrzu zaliczył... trafienie samobójcze. - Chłopaki podkręcają mnie, żebym walczył o króla strzelców, więc stwierdziłem, że "walę" do obu bramek - żartował reprezentant Polski.