Wypadek Taia Woffindena to straszliwa kraksa. Szpital wydał komunikat w sprawie 3-krotnego mistrza świata z którego wynika, że ma uraz wielomiejscowy, liczne złamania kończyn i uraz klatki piersiowej. Przeszedł także operację, która trwała do godziny 2.00 w nocy. Jest wentylowany mechanicznie i pozostaje w śpiączce farmakologicznej - Uderzenie było tak silne, że bandę wyrwało. Pamiętajmy, że uderzyły w nią z całą mocą dwa motocykle - mówi Leszek Demski dla polskizuzel.pl Nie wykryto nieprawidłowości. Potrzebna była policja Teraz wszystkie tory w Polsce mają bandy A plus + - wyjaśnia szef sędziów Leszek Demski, który w poniedziałek, dzień po wypadku, był na torze w Krośnie. - I mogę powiedzieć, że była należycie zamontowana do zawodów - mówi. To pokazuje jasno i wyraźnie, że żadnych uchybień ze strony krośnieńskiego klubu po prostu nie było.Na miejscu była także policja, co ma miejsce w skrajnych przypadkach jeżeli chodzi o wypadki w sporcie żużlowym - Zostaliśmy poinformowani przez dyspozytora Centrum Powiadamiania Ratunkowego o poważnym wypadku z udziałem motocyklisty, a w takich sytuacjach funkcjonariusze policji pojawiają się na miejscu, by zbadać przebieg zdarzenia i sporządzić notatkę służbową. Dokumentacja z tego zdarzenia może być podstawą w razie rozpoczęcia śledztwa lub w ewentualnym postępowaniu odszkodowawczym - mówił rzecznik policji w Krośnie, podkomisarz Paweł Buczyński dla WP Sportowe Fakty. Nowe rodzaje band Jest jedna główna różnica pomiędzy nową, a starą bandą. Poprzednia była postawiona na torze, a dzisiejsze, nowe bandy są wkopywane w tor. To ma zmarginalizować ryzyko "wyskoczenia" bandy podczas upadku zawodnika. - Producenci band mówią, że analizowali, rozmawiali, próbowali coś wymyśleć, ale jedyna rzeczą, która się zmieniła od ubiegłego roku, a teraz na każdym torze w Polsce są nowego rodzaju bandy. Poprzednie modele były w pewnym sensie położone na tor, a obecne są wkopywane, są wyższe, dłuższe, z możliwością wkopania 10 centymetrów. Tak zgodnie z instrukcją powinny być montowane - mówi Krzysztof Cegielski w rozmowie z Interią Sport. „To się nie sprawdziło” Wypadek Taia Woffindena pokazał, że gigantyczna energia kinetyczna wytworzona podczas upadku nadal pozwala na to, by banda wyrwała się w górę, pomimo dodatkowych usprawnień - wkopaniu jej na głębokość 10 centymetrów. - To jest jakieś rozwiązanie, idące w tym kierunku, by one się nie podnosiły. Jak widać po przypadku Taia Woffindena to się nie sprawdziło. Ktokolwiek, co by nie mówił, to jednak banda uniosła się mocno w górę. Padają argumenty, że dwa motocykle w jedno miejsce wpadły z ogromną prędkością i dlatego się to wydarzyło. Zgadzam się. To pokazuje, że ten rodzaj band nie jest odpowiedni, by zapobiec tego typu sytuacjom - wyjaśnia nam Cegielski. - Nie twierdzę, że nie zapobiegło to wielu sytuacjom. Według producentów jest o wiele mniej takich sytuacji, że zawodnicy wpadają pod bandę. Jednak jak widać, kiedy motocykle z ogromną siłą uderzają w bandę, to w tym przypadku, niestety się nie sprawdziło - oznajmia. Mieli gotowe rozwiązanie Kilka lat temu głośno było o pomyśle inż. Tomasza Muszalskiego z Bydgoszczy, który wymyślił coś, co mogłoby po prostu ograniczyć do minimum skutki wypadków. Chodziło o mocowanie osłony pod nawierzchnią toru. Z drugiej strony bandy osłona byłaby mocowana pod kątem. To rozwiązanie wyeliminowałoby przypadki, kiedy zawodnik wpadałby pod bandę.