Przed sezonem Fajfera mało kto traktował jakoś bardzo poważnie w kontekście PGE Ekstraligi. Mówiono, że to pierwszoligowiec, pytano jak w ogóle ktoś mógł wpaść na pomysł, by zastąpić Zmarzlika Fajferem. Rzeczywiście, w 1. Lidze ten zawodnik był od lat bardzo mocny, ale miewał wpadki. Pomiędzy klasami jest potężna różnica, więc niejeden słusznie się zastanawiał, czy Fajfer podoła. Tym bardziej, że miał wejść w buty człowieka-kosmity, który od lat jest najlepszym żużlowcem świata. Mission impossible. Wejście w sezon Fajfer miał jednak bardzo dobre. Dwa pierwsze mecze zdecydowanie na plus. Potem zaczęły się problemy, bo i rywale byli mocniejsi. Krytycy tego transferu przypominali to, o czym mówili przed sezonem. Jednak gorsza passa Fajfera potrwała tylko przez chwilę. Mecz u siebie z Unią Leszno to z bonusami 12 punktów, później tak samo w rewanżu i wreszcie kapitalne spotkanie z Wilkami, zakończone kompletem. Fajfer latał po torze. Nic więc dziwnego, że bardzo chciał to samo zrobić przeciwko niepokonanej dotąd Sparcie, ale tutaj już się tak nie dało. Głowa się zagotowała. Fajfer targany emocjami Mecz z hegemonem PGE Ekstraligi Oskar Fajfer zaczął od dwóch wykluczeń. Był szybki, robił wiatr na dystansie, ale brakowało mu spokoju, ogłady i chłodnej kalkulacji. Było widać, że dałby się pokroić za dobry wynik. To nie mogło jednak dać dobrego efektu. Zdobył w meczu łącznie jeden punkt, choć optycznie wyglądał naprawdę solidnie. Stal przegrała, ale żadnej tragedii nie ma. Ze Spartą nikt w tym roku jeszcze nie zwyciężył. A Fajfer został niejako zakładnikiem własnego sukcesu. Średnia 1,773 to jednak zdecydowanie to, czego w klubie oczekiwano. Mało tego, można śmiało powiedzieć, że Oskar Fajfer robi wynik ponad te oczekiwania. To miała być solidna druga linia, a poza kilkoma wpadkami jest czołową postacią zespołu. Widać u niego jeszcze trochę braku objeżdżenia z tak dużymi nazwiskami, czasem ambicję przerastającą umiejętności. Czy jednak Stal może być zadowolona z tego transferu? Na ten moment zdecydowanie tak.